Zwolennicy i przeciwnicy zmian w funkcjonowaniu otwartych funduszy emerytalnych przerzucali się dotąd nawzajem argumentami dotyczącymi wpływu tych zmian na bieżącą równowagę budżetową, na wzrost gospodarczy w najbliższych latach, a więc przyszłą sytuację budżetu, na rynek kapitałowy. Rozważano i porównywano przewidywane stopy zwrotu OFE i ZUS itp.
Pisano też oczywiście o przewidywanej sytuacji emerytów za lat 30 czy 40, choć tego rodzaju wypowiedzi należy raczej traktować w kategoriach futurologicznych niż ekonomicznych.
Ewolucja kluczowa ?dla rozwoju
Dyskusja ta pokazała dobitnie, że ekonomiści nie tylko różnią się w poglądach, co jest dość oczywiste, ale że te różnice są olbrzymie, podważające – można powiedzieć – sens istnienia samej nauki ekonomii. Analiza tego, co na temat OFE pisali ostatnio Leokadia Oręziak i Leszek Balcerowicz – oboje profesorowie SGH, czołowej polskiej uczelni ekonomicznej – wskazuje, że nie ma w ich poglądach żadnego punktu wspólnego.
Przyczyna tego leży, moim zdaniem, w aksjologicznym zakorzenieniu ekonomii, która w swoich praktycznych rozstrzygnięciach musi decydować nie o tym, co jest prawdziwe lub fałszywe, lecz o tym, co jest dobre i ważne dla gospodarki, a co złe i mniej ważne. A w takim przypadku subiektywne spojrzenie, podejście normatywne, jak mówią ekonomiści, jest jedynym możliwym. Dodam, że mnie osobiście, jako ekonomiście o przekonaniach liberalno-konserwatywnych, zdecydowanie bliżej w tym zakresie do prof. Balcerowicza niż do prof. Oręziak.
W pewnym uogólnieniu stosunek do problemu OFE wynika z tego, co uważamy za ważne, a co za mniej ważne w gospodarce. Czy ważna jest krótkookresowa równowaga, czy też długookresowy rozwój? Czy ważniejszy jest, jak mówi prof. Balcerowicz, prawdziwy obraz rzeczywistości gospodarczej, biorący pod uwagę dług przyszłych pokoleń, czy obraz zafałszowany, sprowadzony do beztroskiego „tu i teraz"?