Za co? Nie jest tajemnicą, że ostatnia decyzja RPP, aby obniżyć stopy procentowe w Polsce, miała na celu zbliżenie ich do poziomu obowiązującego w strefie euro. Duża różnica w poziomach stóp stwarzała bowiem ryzyko, że pieniądze pompowane na europejski rynek przez Europejski Bank Centralny będą napływały do Polski, windując kurs złotego. Ergo: RPP chciała osłabić polską walutę.
A przecież w Konstytucji RP czarno na białym zapisano, że „Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza". Osłabiając złotego, NBP łamie Konstytucję. Czyż to nie oczywiste?
Choć przestępstwo, którego dopuściła się RPP jest tak jaskrawe, zauważyła je jedna tylko nadzwyczaj dociekliwa dziennikarka, sugerując na niedawnej konferencji w NBP, że decydenci tej instytucji kpią sobie z przeświecającego im hasła „Dbamy o wartość pieniądza". Muszę ją zawieść. Nie wpadła na trop nowej afery. Złoty to rzeczywiście pieniądz, ale tylko w uproszczonym słowniku dla dzieci. I to tylko polskich dzieci. Formalnie jednak jest to tylko waluta, jedna z wielu możliwych – choć w Polsce uprzywilejowana - jednostek pomiaru pieniądza.
NBP ma za zadanie troszczyć się o wartość pieniądza, czyli dbać o to, aby Polaków – posiadających pieniądze w jakiejkolwiek formie - nie zubażała inflacja (oraz nie wzbogacała deflacja, uważana za złudne dobrodziejstwo). Nie ma zaś obowiązku dbania o kurs złotego, zwłaszcza zaś nominalny kurs wymiany wobec wybranej innej waluty.
Po pierwsze, za zmianami nominalnego kursu może się kryć całkiem stabilny realny efektywny kurs wymiany złotego (tzw. REER). Po drugie, utrzymywaniu w miarę stabilnego poziomu cen raz może sprzyjać silniejszy, a raz słabszy (nominalnie) złoty. Dziś umacnianie się polskiej waluty oznaczałoby pogłębienie deflacji, a więc rzeczywistą zmianę wartości pieniądza.