Jan Cipiur: Cła zamiast globalizacji

Sztuczne regulowanie rynków zza biurek urzędników i mównic dla polityków jest rozwiązaniem, którego należy się wystrzegać – pisze publicysta ekonomiczny.

Publikacja: 29.10.2024 05:13

Jan Cipiur:  Cła zamiast globalizacji

Foto: mat. pras.

Dokonuje się doniosła zmiana. Z woli polityków działających „pod publiczkę” cła rugują globalizację. To w tył zwrot dla gospodarki i szans na lepsze lub jeszcze lepsze życie, ponieważ cła są niemal zawsze dowodem własnej bezsilności. Wbrew odwrotnym nadziejom, są też kiepską tarczą. Jednak w polityce prowadzonej w trybie „od wyborów do wyborów” ochrona własnego rynku i przemysłu ma być dowodem zdecydowania i silnej ręki, więc restrykcje przeciw importowi cieszą się poklaskiem. Co za czasy, co za obyczaje, chce się grzmieć za Cyceronem.

Cła i wybory w USA

Przed czterema laty w „American Economic Review” ukazała się praca trójki ekonomistów (Aaron Flaeen, Ali Hortaçsu i Felix Tintelnot) o wpływie ceł na ceny pralek w USA („The Production Relocation and Price Effects of US Trade Policy: The Case of Washing Machines”). Odnosiła się krytycznie do ceł nakładanych przez rząd Donalda Trumpa w celu ochrony rodzimych producentów. Podobną politykę, choć z o wiele mniejszą fanfaronadą, prowadzi prezydent Joe Biden. Gdyby Kamala Harris wygrała wybory i trzymała się programu prezentowanego teraz Amerykanom, byłaby w kwestii ceł bardziej umiarkowana. 25 września podczas spotkania z Economic Club of Pittsburgh, powiedziała, że cła proponowane teraz przez Donalda Trumpa będą kosztowały każdą amerykańską rodzinę przeciętnie 4 tys. dol. rocznie.

Sztab wiceprezydent Harris czytał zapewne wspomnianą pracę, w której prześwietlono wpływ ceł na ceny pralek. Z punktu widzenia oddziaływania na rzesze ludzi niezorientowanych w działaniu gospodarki wybór świetny, bo pralki to znany wszystkim produkt pierwszej potrzeby. W 2012 r. USA nałożyły cła na pralki z Meksyku i Korei Płd. W 2016 r. takie restrykcje objęły także pralki z Chin. W obu przypadkach chodzić miało o ukróceniu dumpingu, czyli „zaniżania” cen na Amerykę przez zagranicznych producentów.

Czy był to ze strony władz USA jedynie pretekst, bo dostawcy cen nie zaniżali, a korzystali jedynie np. z niskich kosztów pracy u siebie, czy istotnie dochodziło do niecnych praktyk redukowania marży do zera lub cen na poziomy straty, nie wiadomo. Cła okazały się jednak nieskuteczne, bo producenci skorzystali z dobrodziejstw globalizacji i przesunęli produkcję lub sam montaż do państw nieobjętych amerykańskim cłami. Badacze nie stwierdzili, żeby cła z 2016 r. na chińskie urządzenia, które stanowiły 80 proc. całkowitej sprzedaży na rynku USA wpłynęły w jakiś istotny sposób na ceny pralek.

Jednak dwa lata później, tj. w 2018 r., wraz z cłami wprowadzonymi przez rząd Donalda Trumpa stało się inaczej. Tym razem producenci zagraniczni przesunęli montaż do USA, lecz ceny pralek poszły w końcu w górę o 12 proc. Co ciekawe, podrożały także niezbędne w każdym amerykańskim domu suszarki, których nie obejmował nowy reżim celny. Wyjaśnienie tego przykrego dla nabywców skutku nie sprawia trudności. Po to, żeby nie zwiększać cen pralek natychmiast po wprowadzeniu ceł, zagraniczni dostawcy odbili sobie spadek marży (zarobku) na pralkach podwyższeniem cen na suszarki, które w USA stanowią niemal zawsze komplet zakupowy.

Wszakże wkrótce mediana cen pralek i suszarek poszła w górę, odpowiednio o 86 dol. i 92 dol. W innym ujęciu ciężar ceł został przesunięty na konsumentów. I to ponad proporcjonalnie, ponieważ, jeśli wartość ceł wyniosła 100, to ciężar cenowy dla konsumentów wzrósł w przedziale 108–225 proc.

Kto skorzystał na cle

Popyt na urządzenia domowe jest dość sztywny, więc rodzimi producenci (Whirlpool, Maytag, GE) wybrali najwygodniejszą taktykę i też podwyższyli ceny. Flaeen et.al. oszacowali, że roczny efekt (koszt) ceł poniesiony przez kupujących wyniósł prawdopodobnie ok. 1,5 mld dol. Dochody budżetu z ceł wyniosły natomiast 82 mln dol. Wprawdzie nie są one miarą ich rzekomo dobroczynnego wpływu, bo liczą się głównie reakcje rynku, w tym rynku pracy, to i tak proporcja wyższych wydatków konsumenckich do wielkości wpływów z ceł 18:1 jest zbyt duża.

Korzyści ogólnogospodarcze nie wystąpiły. W reakcji na taryfy producenci zagraniczni przesunęli wprawdzie część mocy produkcyjnych do USA, ale powstało dzięki temu zaledwie 1800 miejsc pracy. Tymczasem w sierpniu 2024 r. zatrudnienie poza rolnictwem 142 tys. osób, niecałe więc 2 tys. stanowisk przez dwa lata, a to drobiazg. Rachunek dla konsumentów jest fatalny, bo płacąc więcej za podstawowe urządzenia, wydali na każde nowe miejsce pracy w amerykańskich wytwórniach AGD aż 815 tys. dol. Według salary.com mediana rocznej pensji amerykańskiego robotnika wykwalifikowanego wynosiła we wrześniu tego roku 35 tys. dol. Innymi słowy, będzie on musiał pracować tak ok. 20 lat, żeby można było uznać, iż konsumenci stracili, ale jakaś mała grupka zwróciła ten koszt, dodając małe co nieco do PKB.

Cła były, są i będą garbem, który ogranicza możliwość wzrostu i rozwoju gospodarczego oraz dobrobytu. Sztuczne regulowanie rynków zza biurek urzędników i mównic dla polityków jest rozwiązaniem, którego należy się wystrzegać. Także dlatego, że nie skłania to do innowacji i postępu umożliwiającego stawianie czoła dzisiejszym liderom konkurentom.

Dokonuje się doniosła zmiana. Z woli polityków działających „pod publiczkę” cła rugują globalizację. To w tył zwrot dla gospodarki i szans na lepsze lub jeszcze lepsze życie, ponieważ cła są niemal zawsze dowodem własnej bezsilności. Wbrew odwrotnym nadziejom, są też kiepską tarczą. Jednak w polityce prowadzonej w trybie „od wyborów do wyborów” ochrona własnego rynku i przemysłu ma być dowodem zdecydowania i silnej ręki, więc restrykcje przeciw importowi cieszą się poklaskiem. Co za czasy, co za obyczaje, chce się grzmieć za Cyceronem.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację