Anita Błaszczak: Kobiety w zarządach firm? Bez kija ani rusz

Niezależnie od deklaracji, kodeksów dobrych praktyk, a nawet zaleceń wychowawczych, w większości zmian, w tym w zmianie kultury działania firm, skuteczniejsze okazują się niestety kije niż marchewki. Same zachęty nie zwiększyły liczby kobiet w zarządach i radach nadzorczych firm, więc do gry wkracza Unia Europejska.

Publikacja: 21.08.2024 04:30

Większa różnorodność, w tym większy odsetek kobiet we władzach firm, to szansa na lepsze wyniki biznesu, wzrost innowacyjności, no i dostęp do większej puli talentów – takie argumenty powtarzają od lat do znudzenia przedstawiciele, a przede wszystkim przedstawicielki organizacji zabiegających o zwiększenie udziału pań w zarządach i radach nadzorczych. Siłę tego języka korzyści, czyli symbolicznej marchewki, wzmocnił globalny kryzys finansowy 2008 roku przypisywany niekiedy chciwości zarządów wielkich banków zdominowanych przez chętnych do ryzyka samców alfa.

Kobiety w zarządach i radach nadzorczych firm. Dlaczego zmiany spotykają taki opór?

Jednak chociaż na fali kryzysowego strachu kilka państw w Europie sięgnęło po kij i zaczęło wprowadzać zalecenia albo regulacje dotyczące obowiązkowych parytetów (czy raczej kwot) dla kobiet we władzach dużych firm, to zwykle nie były to ani drastyczne, ani szybkie zmiany. Przykładem są Niemcy, które w różnych opracowaniach przedstawia się jako kraj z obowiązującym od 2015 roku 30-proc. parytetem dla kobiet we władzach największych spółek. Jak jednak dowodzi opublikowana w „Rzeczpospolitej” analiza sytuacji za Odrą, zdecydowana większość firm objętych równościowymi regulacjami (które de facto wprowadzono dopiero wraz z rozszerzeniem ustawy w 2021 r.) ogranicza się do obowiązkowego minimum.

W krajach, w których – jak w Polsce – próbowano spółki zachęcić do zwiększenia udziału kobiet „na miękko”, czyli zapisami w kodeksach dobrych praktyk, zmiany zachodzą z jeszcze większymi oporami. W ostatnich dwóch latach udział kobiet we władzach 140 największych spółek na GPW wzrósł ledwie o 1,4 pkt proc. – do 18 proc. Rozczarowujące statystyki sprawiły, że nawet zagorzali przeciwnicy parytetów zaczęli przyznawać, że potrzebne są twarde regulacje.

To trochę przerażające, że najbardziej skuteczny okazuje się kij

No i wprowadza je unijna dyrektywa, która od lipca 2026 r. zobowiązuje duże spółki giełdowe do co najmniej 40-proc. udziału kobiet w radach nadzorczych albo 33-proc. udziału we władzach, wliczając zarządy. Pod groźbą kija – sankcji finansowych, które grożą za nieprzestrzeganie regulacji.

Czytaj więcej

Szklane sufity w dużych spółkach mają pęknąć. Za mało kobiet we władzach

Z jednej strony to szansa na korzystne dla firm zmiany, ale z drugiej to trochę przerażające, że dzisiaj, gdy w teoriach wychowania dzieci tak dużo mówi się o zachętach i dobrych przykładach, w zmianie postaw dorosłych najbardziej skuteczny okazuje się kij. A konkretnie całe naręcze kijów: zakazów, nakazów i kar, którymi skłania się nas np. do bardziej „zielonych” wyborów i zachowań. Marchewkę musimy zapewnić sobie sami.

Większa różnorodność, w tym większy odsetek kobiet we władzach firm, to szansa na lepsze wyniki biznesu, wzrost innowacyjności, no i dostęp do większej puli talentów – takie argumenty powtarzają od lat do znudzenia przedstawiciele, a przede wszystkim przedstawicielki organizacji zabiegających o zwiększenie udziału pań w zarządach i radach nadzorczych. Siłę tego języka korzyści, czyli symbolicznej marchewki, wzmocnił globalny kryzys finansowy 2008 roku przypisywany niekiedy chciwości zarządów wielkich banków zdominowanych przez chętnych do ryzyka samców alfa.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Ludzie potrafią liczyć. Władza prosi się o kłopoty