Gdyby zorganizować konkurs na gospodarcze słowo roku, mamy jednego z faworytów – „deregulacja”. Za sprawą spotkania premiera Donalda Tuska z przedsiębiorcami tematyka ta urosła, przynajmniej na jakiś czas, do jednej z najważniejszych spraw w polityce. Jednak jest ona ważna przede wszystkim dla gospodarki.
Dzięki deregulacji gospodarka może rosnąć szybciej, a to oznacza i lepsze warunki życia, i więcej pieniędzy na ważne zadania państwa – przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa. Przedsiębiorcy pracują nad listą konkretnych postulatów w ramach inicjatywy SprawdzaMY, minister Maciej Berek tworzy rządowy zespół ds. deregulacji, ale czy faktycznie uda się coś zmienić? O deregulacji mówi się przecież od lat. Politycy powinni w końcu przejść od słów do czynów.
Polska liderem wzrostu wbrew złemu prawu
„Brak konkurencyjności polskich przepisów gospodarczych znacząco osłabia Polskę w wyścigu o kapitał i udział w światowym rozwoju społecznym i gospodarczym”. To słowa z 2009 roku, z raportu „Polska 2030. Wyzwania rozwojowe” pod redakcją naukową Michała Boniego, ze wstępem Donalda Tuska. Pomimo tego osłabienia Polska była w ostatnich 15 latach europejskim liderem wzrostu. Nie dzięki doskonałemu prawu gospodarczemu, a pomimo uderzających w konkurencyjność przepisów. W międzynarodowych rankingach oceniających gospodarczy ekosystem wciąż wypadamy blado, na tle innych krajów UE i OECD.
W największych firmach nadmierne regulacje oznaczają konieczność zatrudniania dużej liczby prawników i księgowych. W najmniejszych spadają często na właściciela, dlatego regulacje są szczególnie dotkliwe dla mikro i małych przedsiębiorstw
Wolność gospodarcza w Polsce taka jak w Grecji, podatki prawie jak w Peru
W indeksie wolności gospodarczej kanadyjskiego Fraser Institute zajmujemy 70. miejsce i wspólnie z Grecją należymy do najgorzej ocenianych krajów UE. W innym rankingu – amerykańskiej Heritage Foundation, Polska wypada nieco lepiej pod względem wolności gospodarczej, ale 42. pozycja to nadal jeden z gorszych wyników w regionie i Europie.