Mieczysław Groszek: Blisko dobrego kursu na przyjęcie euro

W dyskusji o wejściu do strefy euro mocno akcentowano kurs, po jakim zostanie przeliczony złoty. I choć nie jest on kryterium konwergencji, to stanowi czynnik wrażliwy.

Publikacja: 02.08.2024 04:30

Mieczysław Groszek: Blisko dobrego kursu na przyjęcie euro

Foto: Bloomberg

Do nominalnej zmiany wszystkich wartości ekonomicznych w gospodarce krajowej przy przyjęciu euro dochodzi jeszcze społeczne zrozumienia dla kursu wymiany pieniądza krajowego na wspólną walutę. Zainteresowanie nim wynika z faktu, że kontakt z kursami walut jest powszechny – od szerokiego zakresu wymiany towarowej i usług po turystykę. Polacy ciągle przeliczają jedną walutę na drugą, czemu towarzyszy praktyczna lekcja finansów międzynarodowych i poznawanie obok kursu walut takich pojęć, jak forex, opcja walutowa, spread, deprecjacja.

Formalne kryteria konwergencji, jak poziom inflacji, długu czy deficytu budżetowego, były dotąd niejako niewidoczne, jakby nie miały w potocznym rozumieniu bezpośredniego związku z aktem wstąpienia do strefy euro. Kurs natomiast był jednoznacznie kojarzony jako wręcz podstawowy wskaźnik dla tego zdarzenia.

Wyobrażenia Polaków

Powszechne przekonanie, wręcz pewność, że ceny „w euro” będą wyższe niż „przed euro”, opierało się na wierze, że to głównie zależy od przyjętego kursu. Niemal każdy obywatel ma własne wyobrażenie o tym, co jest właściwe. Nie trzeba dodawać, że rozrzut tych wyobrażeń jest znaczny, a ich wektory nierzadko skierowane w przeciwne strony.

Dla przeliczenia cen krajowych dobry byłby – według powszechnych wyobrażeń – jak najwyższy kurs, bo nowa wartość w euro będzie relatywnie niska. Z kolei dla składników majątkowych, w tym aktywów płynnych w złotych, a także przychodów takich jak wynagrodzenia niska wartość kursu dawałaby dobry wynik w euro. Czyli optymalną sytuacją byłaby taka, gdyby po konwersji walut ceny w euro były relatywnie niskie, a dochody relatywnie wysokie.

Brzmi to jak absurd ekonomiczny, ale nie jest to pierwszy przykład potocznego postrzegania gospodarki. W rezultacie takie oczekiwania lokowały „właściwy” kurs znacznie poniżej lub powyżej kursu rynkowego, zależnie od punktu widzenia. Potencjał „konfliktu interesów” był tu znaczny.

Jak osiągnąć kompromis, gdy rynkowy kurs różni się znacznie od życzeniowego? Ewentualne korekty nie wydają się satysfakcjonujące, bo musiałyby prawdopodobnie w ujęciu długookresowym oscylować wokół rynkowego kursu walutowego. Nie da się bowiem uciec od faktu, że w długim okresie kurs ten odzwierciedla ogólny stan gospodarki w relacji do jej zewnętrznych więzi.

Jak poprawić kurs euro

Dlatego gdybyśmy chcieli mieć jakiś znacznie lepszy (nominalnie niższy) kurs wejścia do strefy euro, to drogą do tego jest poprawa kondycji gospodarki: wzrost wydajności, stabilniejszy rozwój, brak zagrożeń. A to wymaga czasu. Polska gospodarka była i jest na trajektorii wzrostowej lekko wyprzedzającej średnie europejskie, ale czy to tempo daje szanse na nadrabianie dystansu, który dzieli nas od czołówki krajów UE? I tu mam dobrą wiadomość.

Otóż proste porównania statystyczne pokazują, że w ciągu ostatnich pięciu lat (lipiec 2019 – czerwiec 2024) dystans do strefy euro zmalał istotnie, co wygląda zaskakująco. W 2019 r. średnie wynagrodzenie wynosiło 4860 zł, czyli 1141 euro, a pięć lat później 8085 zł, czyli 1898 euro. Daje to wzrost, licząc w obu walutach, o 66 proc. (dane GUS i tabela średnich kursów NBP). Żaden wskaźnik gospodarczy nie wzrósł tak mocno.

Miernikiem syntetycznym w moim przykładzie są polskie wynagrodzenia w euro, które są wypadkową zarówno zmian krajowych (głównie inflacji), jak i zewnętrznych (kursu walutowego). Jak widać powyżej, przeliczone na euro wzrosły niemal tyle, co w złotych. Ten fenomen wynika z niemal stałego kursu euro do złotego, który w pięć lat zmienił się o 0,69 proc. (kurs euro 4,25 zł w 2019 r. i 4,27 zł w 2024).

Rozwiązanie zagadki tkwi zatem w wyjaśnieniu dynamiki kursu walutowego. W „normalnych” warunkach porusza się on jako wypadkowa dynamiki zmian kondycji gospodarek, w których złoty i euro są pieniądzem krajowym. W ostatnim okresie impulsem zmian zarówno wewnątrz, jak i pomiędzy walutami była głównie inflacja, ale nie tylko.

Jest tu również długookresowe zaufanie do gospodarki, wyrażane w ratingach, poziom stóp procentowych, czynniki specyficzne dla regionu i kraju, inwestycje zagraniczne (FDI), saldo wymiany zagranicznej. Wszystkie te czynniki w omawianym okresie były „aktywne” zarówno w strefie euro, jak i złotego. W modelowym ujęciu można by powiedzieć, że w obu przypadkach zmiany były identyczne co do struktury i dynamiki, skoro ich wypadkowa w postaci kursu walut nie zmieniła się.

Wobec tego skąd się wziął ponad 60-proc. wzrost polskich wynagrodzeń wyrażonych w euro? Patrząc przez pryzmat inflacji, która była najbardziej dynamicznym składnikiem zmian kursu, porównanie UE z naszym krajem pokazuje dwukrotną przewagę tego wskaźnika dla Polski (zmiana CPI dla UE 30 proc., dla Polski 56 proc.). I gdyby „oczyścić” tempo wzrostu polskich wynagrodzeń liczonych w euro z względnej różnicy w tempach inflacji, wyniosłyby one w połowie 2024 r. średnio 1483 euro. To ciągle dużo, bo w żadnym z podstawowych czynników wpływających na kurs wymiany po polskiej stronie nie było takiego postępu.

Myślę więc, że w ostatnich pięciu latach bardzo przybliżyliśmy się do osiągnięcia dobrego kursu konwersji złotego na euro, a tym samym do osiągnięcia dobrej atmosfery do wejścia do strefy euro. Kolejne pięć lat w tym stylu – zerowy wzrost kursu EUR/PLN i ponad 60-proc. wynagrodzeń – spowodowałby znaczny wzrost poparcia społecznego dla wejścia do strefy euro. Zatem tak trzymać. Pięć lat to już niedługo.

Autor jest bankowcem, ekonomistą i byłym wiceprezesem Związku Banków Polskich

Do nominalnej zmiany wszystkich wartości ekonomicznych w gospodarce krajowej przy przyjęciu euro dochodzi jeszcze społeczne zrozumienia dla kursu wymiany pieniądza krajowego na wspólną walutę. Zainteresowanie nim wynika z faktu, że kontakt z kursami walut jest powszechny – od szerokiego zakresu wymiany towarowej i usług po turystykę. Polacy ciągle przeliczają jedną walutę na drugą, czemu towarzyszy praktyczna lekcja finansów międzynarodowych i poznawanie obok kursu walut takich pojęć, jak forex, opcja walutowa, spread, deprecjacja.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację