Z państwowych firm docierają coraz ciekawsze informacje o wielomilionowych zarobkach, gigantycznych odprawach, hojnie rozdawanych kontraktach dla kolegów i wszechogarniającej niekompetencji partyjnych nominatów. Chciałoby się wierzyć, że to tylko dlatego, że do rad nadzorczych i zarządów nominowali ich dotąd „ci niewłaściwi”. Teraz, kiedy ich nominują „ci właściwi”, będzie już dobrze.
Nie chcę tu promować symetryzmu, ani w najmniejszym stopniu bronić tego, co się działo przez ostatnie lata, ale uważam, że w działalność państwowych firm zawsze będą wpisane ryzyka, niezależnie od tego, kto rządzi. Choć oczywiście czasem te ryzyka są mniejsze, a czasem większe. A czasem takie, że sprawą nie powinien się zajmować ekonomista, ale wyłącznie prokurator.
Parę lat temu przeczytałem wywiad z pewną świeżo nominowaną członkinią rady nadzorczej jednej z państwowych spółek – osobą znaną dotychczas z działalności w miłej rządzącym fundacji, a nie z doświadczenia w dziedzinie zarządzania. Pytana przez dziennikarza, jakie ma kompetencje, odparła, że nie powinno go to obchodzić. Jest opłacana z zysków spółki, a jak spółka ma zyski, to może z nimi robić, co tylko chce.
Wypowiedź zadziwiła mnie swoją szczerością. Rada nadzorcza jest organem zarządzającym, od którego oczekuje się wypełniania ważnych zadań na rzecz spółki. W związku z tym nie jest oczywiście opłacana z zysków, ale jej działalność stanowi uzasadniony koszt działalności. Albo więc wypowiadająca się pani w ogóle nie rozumiała, na czym polega jej rola w spółce, a w takim razie dawała przykład ekonomicznego analfabetyzmu. Albo odwrotnie, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że spółka niczego od niej nie chce (w szczególności nie chce żadnego nadzoru nad swoją działalnością), a zatem jej nominacja jest prawną fikcją służącą tylko wypłaceniu przez firmę sowitej nagrody za zbożną działalność niezwiązaną z jej działaniem (co łamałoby podstawowe zasady prawidłowego zarządzania).
W prywatnych spółkach zarządy mają za zadanie zwiększać wartość firmy, a członkowie rad nadzorczych – bronić interesu właścicieli i kontrolować działalność zarządów. Niezależnie od tego, kto akurat wygrał wybory, w państwowych spółkach zawsze będzie pokusa, by działalność rad nadzorczych i zarządów służyła interesom nominujących je urzędników, które wcale nie muszą być tożsame z interesem właściciela (nas wszystkich, czyli nikogo). Podejmujący decyzje urzędnicy zawsze będą mieli z tyłu głowy fakt, że nominacja, zwłaszcza do rad nadzorczych, może być ukrytym sposobem wynagrodzenia osób w ten czy inny sposób zasłużonych. Zarządy zawsze będą wiedzieć, że oceny ich działalności nie dokonują żadne rady nadzorcze, ale właśnie ci urzędnicy, nie zawsze na podstawie jasnych kryteriów, które postulują naiwni ekonomiści.