„A poza tym sądzę, że Kartaginę należy zniszczyć” – w starożytnym Rzymie powtarzał jak mantrę Marek Porcjusz Katon. Ja chętnie bym każdy swój komentarz kończył słowami: „a poza tym uważam, że zakaz handlu w niedzielę trzeba skasować”. W interesie gospodarki, większej konkurencji, a także pracowników, którzy mogliby dzięki temu dorobić do pensji, bo za pracę tego dnia oczywiście należałoby im się dodatkowe wynagrodzenie.
Czytaj więcej
Firmy latami mocno krytykowały zakaz handlu w niedziele, ale teraz ich ocena się zmieniła. Wiele...
Zakaz handlu wzorem Niemiec
Wbrew pozorom ograniczenie handlu i zniesienie niedzielnego zakazu ma wiele wspólnego z Rzymem, tyle że współczesnym. W końcu lat 90. we Włoszech przykręcono regulacyjną śrubę, wprowadzając podobne jak u nas restrykcje, ale gdy w kraj uderzył kryzys zadłużeniowy i trzeba było pobudzać gospodarkę, władze Italii na początku minionej dekady dały kupcom wybór, czy otwierać sklepy w dzień święty.
Dzięki temu, gdy przed pandemią trafiłem jako turysta do Rzymu w niedzielny wieczór, ze zdumieniem odkryłem, że zdążę jeszcze zrobić zakupy. Inaczej niż w Polsce pobliski supermarket był otwarty, a działo się to około 150 metrów od Watykanu (zamknięte w niedzielę są natomiast sklepy z dewocjonaliami, znowuż inaczej niż u nas).
Liberalizacja niedzielnego handlu postępuje także we Francji, kraju mającym opinię totalnie przeregulowanego. W Paryżu można tego dnia robić zakupy zarówno w słynnym domu towarowym Galerie Lafayette, jak i w wielu lokalnych supermarketach. W Polsce antyniemiecki w propagandzie rząd PiS w konkretach dotyczących handlu podążał drogą wytyczoną przez Niemcy i niemieckojęzyczną Austrię z ich totalną Sonntagsruhe (niedzielny odpoczynek – red.), czyli restrykcyjnym zakazem otwierania sklepów w niedzielę.