– Próbuje się wycofać z umowy o metalach ziem rzadkich. Jeśli to zrobi, będzie miał problemy. Duże, duże problemy – tak o prezydencie Ukrainy mówił w niedzielę Donald Trump. Umowa, o której wspomina, trafiła do ukraińskiego rządu zaledwie kilka dni temu i wywołała spore zamieszanie nad Dnieprem.
Wołodymyr Zełenski sugerował w piątek, że przesłana przez Amerykanów propozycja znacząco odbiega od wcześniejszej wersji wynegocjowanej przez Ukraińców podczas rozmów w Arabii Saudyjskiej. Zakres proponowanego przez USA układu wychodzi daleko poza granice metali ziem rzadkich, ale i godzi w perspektywę członkostwa kraju w Unii Europejskiej. Zełenski zaś wprost oznajmił, że nie zaakceptuje niczego, „co mogłoby zagrozić akcesji Ukrainy do UE”. I poprosił prawników o opinię na temat przesłanej przez Biały Dom umowy.
Widzieliśmy nieoficjalną wersję projektu tej umowy, jest nie do zaakceptowania. Nie możemy się zgodzić na to, że będziemy musieli zwrócić z odsetkami otrzymaną dotychczas pomoc z USA, która przecież była bezzwrotna. Poza tym są tam punkty, które są sprzeczne z prawem unijnym
Ukraina–USA. Jaką umowę w sprawie surowców proponuje Donald Trump?
Deputowany Rady Najwyższej Ukrainy Jarosław Żelezniak jako pierwszy ujawnił szczegóły projektu umowy surowcowej między Ukrainą a USA. Z informacji tych wynikało, że wszystkie zasoby naturalne kraju znalazłyby się w gestii jednego funduszu, w którego zarządzie Amerykanie mieliby większość głosów (3:2).
Nie chodzi już tylko o metale ziem rzadkich, ale wszystkie cenne złoża, którymi dysponuje Ukraina (w tym ropa i gaz). Fundusz ten miałby czerpać zyski zarówno z państwowych, jak i prywatnych przedsiębiorstw nad Dnieprem. Amerykanie mieliby też pierwszeństwo przed wszystkimi projektami infrastrukturalnymi w Ukrainie (np. dróg, kolei czy lotnisk), a bez zgody Waszyngtonu żaden inwestor z państw trzecich nie otrzymałby dostępu do ukraińskich surowców.