„Pij mleko, będziesz wielki” – zachęcała kiedyś polskie dzieci bardzo udana reklama społeczna. Znani sportowcy i aktorzy sugerowali, że to właśnie dzięki piciu mleka z małych wyrośli na wielkich i odnieśli swoje sukcesy. Doświadczenie uczy, że nie każdy mały staje się wielki, ale bez wątpienia takie przypadki miały miejsce. Również w polityce i gospodarce.
Przykład? W roku 1963 spotkali się dwaj politycy – władający od czterech lat w niemal monarszy sposób prezydent Francji Charles de Gaulle i pełniący od 14 lat skromną funkcję kanclerza RFN Konrad Adenauer – i podpisali traktat elizejski kończący stulecia wrogości między oboma krajami. Już samo zdjęcie obu mężów stanu pokazywało, kto w tym duecie jest wielki, a kto mały. Szczupły Adenauer nie był karzełkiem, miał 186 cm wzrostu. Ale i tak był o pół głowy niższy od mierzącego niemal 2 metry, pomnikowego de Gaulle’a. Adenauer był skromnym oponentem hitleryzmu, który został kanclerzem dzięki jednogłosowej przewadze w Bundestagu. De Gaulle był wojennym bohaterem, który najpierw ocalił honor Francji, a potem przejął władzę w sytuacji przypominającej konstytucyjny zamach stanu. Adenauer stał na czele kraju pokonanego, podzielonego i okupowanego, de Gaulle na czele atomowego mocarstwa, które właśnie szykowało się do rządzenia kontynentem. Tylko w gospodarce siły były wyrównane, bo wielkości PKB Francji i RFN były wówczas zbliżone.