W poniedziałek maturzyści zdają egzamin z informatyki na poziomie rozszerzonym. Jeśli pójdą na studia w tym kierunku, zyskają zawód pożądany i przynoszący duże dochody. Tak jest dzisiaj i tak pewnie będzie za trzy lata, gdy zdobędą tytuł inżyniera. Ale niekoniecznie za dziesięć, jeśli potęga sztucznej inteligencji, wypracowana przez genialnych informatyków, wykosi z rynku tysiące ich kolegów. Bo programować za pomocą kolejnego klona ChatGPT będą mogli nawet ci, którzy nie przeskoczyli żenująco niskiego progu 30 proc. na maturze z matematyki.
Rozterki przy przewidywaniu jutra towarzyszą nam nie tylko przy wyborze zawodu, ale też pracodawcy albo sposobu inwestowania. Okazuje się, że kierujemy się obrazem z przeszłości, ignorując niepokojące sygnały – tak, jakbyśmy jechali autostradą zapatrzeni w lusterko wsteczne.
Pokazuje to m.in. badanie, w którym Polacy za najbardziej atrakcyjne miejsce pracy uznali branże: motoryzacyjną, medyczną i drzewno-papierową, w tym meblową.
Czytaj więcej
W sektorach najbardziej atrakcyjnych dla pracowników działają nie tylko spółki z silnymi markami, ale też z dobrymi perspektywami rozwoju.
Zatrudniająca 200 tys. osób polska motoryzacja w ubiegłym roku pobiła rekord przychodów i wartości eksportu. Ale nad zdominowaną przez wytwórców komponentów branżą gromadzą się ciemne burzowe chmury. Bo nasza produkcja – jeśli nie liczyć baterii – to głównie komponenty do napędów spalinowych, które wobec ekspansji transportu bezemisyjnego są już chodzącymi trupami. Owszem, międzynarodowe koncerny inwestują w napędy elektryczne, ale głównie u siebie, nie u nas.