Porównując faktury za ubiegły rok, pokażę, jak pomimo szeroko nagłaśnianego zamrożenia cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych koncerny energetyczne potrafią podnosić rachunki nawet o kilkaset procent. Będzie to krótka lekcja ekonomii dotycząca metod podnoszenia cen w warunkach monopolu. Jest to też sygnał dla tych konsumentów, którzy na razie rozliczają się według prognoz i – być może – dla rządzących, których koncerny energetyczne mogą wpuścić w pułapkę. Bo rozczarowanie będzie wielkie, kiedy konsumenci wreszcie zobaczą rachunki.
Jeśli hołubieni przez rząd narodowi czempioni energetyczni powiedzą, że wyższe rachunki są efektem wzrostu podatku VAT, będzie to nieprawda, bo VAT wzrósł w odniesieniu do mniejszej części rachunków za prąd, które w rzeczywistości zdominowane są przez opłaty stałe podlegające już wcześniej stawce podatkowej 23 proc.
Intencje rządu i praktyka koncernów
Zakładam dobre intencje rządu, który wprowadził ochronę budżetów gospodarstw domowych, polegającą na zamrożeniu cen energii pod warunkiem zmieszczenia się w określonym pułapie zużycia. Rachunki, które przedstawię, uwzględniają sytuację, kiedy nie przekroczono owego progu 2000 kWh w ciągu roku, uprawniając ego do „zamrożonej” ceny.
Na przykładzie dwóch faktur porównałem ceny z grudnia ubiegłego roku oraz dwóch miesięcy bieżącego. Faktury wystawiono na podstawie faktycznego zużycia energii. Dotyczy to sytuacji, gdy nie przekracza ono 150 kWh w ciągu dwóch miesięcy, a zatem mieści się we wspomnianym wyżej limicie rocznym. Posiadacz takiego mieszkania powinien być zatem spokojny o swoje rachunki za prąd, skoro rząd go broni, a państwowe koncerny energetyczne wydają się realizować politykę rządu. Ale czy na pewno?
Porównałem faktury, analizując szczegółowo poszczególne pozycje. Średnia cena kilowatogodziny brutto pod koniec ubiegłego roku przy zużyciu 133 kWh za dwa miesiące wynosiła 1,07 zł (to wartość faktury podzielona przez zużycie energii). Natomiast w marcu tego roku tak wyliczona cena wzrosła do 2,97 zł.