Stagflacja to pojęcie, które zostało sformułowane w połowie lat 60. XX wieku, a popularność zdobyło w latach 70. Dziś na nowo zagościło w naszych słownikach – rośnie ryzyko, że wysoka inflacja i słaby wzrost (poniżej potencjalnego) mogą znów nabrać trwałego charakteru. Czy warto sięgać po lekcje, jakie płyną z tamtych, dość odległych już, doświadczeń? Tak, równocześnie pamiętając, że dzisiejszy świat jest zdecydowanie inny.
Podobieństwa nieliczne, ale istotne
Jeśli doszukiwać się podobieństw do lat 70. minionego wieku, to warto zwrócić uwagę na trzy. Po pierwsze, podażowy charakter szoku, prowadzący do stagflacji – ograniczenia w podaży, głównie surowców, choć tym razem towarzyszą im także zaburzenia w innych obszarach (np. dostaw chipów czy żywności).
Po drugie, podobnie jak w latach 70. problem zagrożenia stagflacją został na wczesnym jej etapie zlekceważony przez decydentów, w szczególności tych od polityki monetarnej. Jeszcze niedawno szefowie banków centralnych dość zgodnie głosili, że „inflacja ma charakter przejściowy” i że „zacieśnianie polityki monetarnej nie jest konieczne”. Zarówno w latach 70., jak i teraz takim podejściem zmarnowano trochę cennego czasu, pozwalając na to, by inflacja zaczęła rozlewać się po wielu kategoriach dóbr i usług, niejako zaczęła żyć własnym życiem.
Podobieństwa występują też w zakresie polityki fiskalnej. W latach 70. dość powszechne było jej luzowanie, z reguły ze względów politycznych. Także obecnie wiele rządów idzie tą drogą, tłumacząc się potrzebą sytuacji. Polska jest tu dobrym przykładem; tegoroczne obniżki podatków, różne formy subwencji, waloryzacji i ekstra świadczeń można szacować na ponad 5 proc. PKB. Jeśli te działania są źle ukierunkowane, to mogą podsycać popyt, wzmacniając tym samym negatywne efekty szoku podażowego i zmieniając charakter procesów inflacyjnych.
Różnic jest więcej
Najbardziej fundamentalna różnica pomiędzy obecną sytuacją a tą z lat 70. sprowadza się do stwierdzenia, że świat jest dziś zupełnie inny. Po pierwsze, uzależnienie gospodarki od energii i surowców jest mniejsze. Dla przykładu, w latach 70. na 1000 dolarów PKB (w cenach stałych) przypadała jedna baryłka zużytej ropy, a dziś ok. 60 proc. mniej.