Andrzej Wojtyna: Dlaczego Adam Glapiński jest tak cenny dla PiS

Obecny prezes Narodowego Banku Polskiego jest dla rządzącej partii tym cenniejszy, im bardziej liczy się ona z możliwością przegrania wyborów.

Publikacja: 26.04.2022 21:06

Adam Glapiński, prezes NBP

Adam Glapiński, prezes NBP

Foto: Bloomberg

Adam Glapiński sprawia wrażenie człowieka, który nie widzi życia poza fotelem prezesa NBP. Świadczy o tym jego olbrzymia determinacja: potrafi znieść bardzo wiele i powiedzieć prawie wszystko, byle pozostać na stanowisku. Pod tym względem może się z nim mierzyć właściwie tylko premier, tyle że przy wyraźnie niższym wieku i kilkukrotnie niższym koszcie dla podatnika.

Być może jednak jest to wrażenie błędne. Warto dlatego rozważyć hipotezę, że to Prawu i Sprawiedliwości bardziej zależy na pozostaniu Adama Glapińskiego na drugą kadencję niż jemu samemu. Wymaga to oczywiście przyjęcia założenia, że zgodnie z podręcznikami z podstaw ekonomii, na które bardzo chętnie się prezes powołuje, jest on osobą racjonalną: zdaje sobie sprawę z tego, jak trudna jest obecna sytuacja gospodarcza i że w przyszłości będzie ona jeszcze trudniejsza.

Rezygnujemy też z założenia, że determinacja prezesa może wynikać z chęci naprawy błędów z pierwszej kadencji, ponieważ wymagałoby to przyznania się do ich popełnienia. Poza tym, gdyby zależało mu na odbudowie reputacji, to zacząłby od przygotowywania się do konferencji prasowych, które w jego wykonaniu są nadal, a nawet coraz bardziej, spektaklami kompromitującymi ideę i dobrą praktykę bankowości centralnej.

Przed kluczowymi głosowaniami w sprawie drugiej kadencji prezes zachowywał się i nadal się zachowuje jak monopolista nie tylko w pełni przekonany, że nie pojawi się żaden inny konkurent, ale którego właściwie należy przekonywać, żeby zechciał pozostać na stanowisku. Inaczej mówiąc, odczytuje on, że we własnym obozie politycznym popyt na niego jest prawie nieelastyczny.

Sześć przymiotów prezesa

Jest wiele powodów, dla których Adam Glapiński jest w obecnej roli tak cenny (chociaż prawdopodobnie nie bezcenny) dla PiS i dla całego obozu władzy, mimo że za swoje dokonania jest tak słabo i coraz słabiej oceniany przez większość ekonomistów.

Po pierwsze, zdecydowana nadrzędność lojalności politycznej w stosunku do kompetencji powoduje, że jego działania są być może przekonujące i przewidywalne dla własnego obozu, ale nie dla uczestników rynku.

Po drugie, zacierając granicę między odpowiedzialnością władz fiskalnych i władz monetarnych, utrudnia ocenę stopnia restrykcyjności całej polityki makroekonomicznej i makrofinansowej, a jednocześnie ułatwia wykorzystywanie redystrybucji dochodów jako narzędzia budowania poparcia wyborczego z pominięciem kryterium efektywności.

Po trzecie, potrafił zmarginalizować rolę konstytucyjnego organu, jakim jest RPP, w strukturze instytucjonalnej NBP, szczególnie w wymiarze komunikacji z otoczeniem i w ten sposób bardzo znacząco zmniejszył niezależność banku centralnego od sfery polityki.

Po czwarte, udowodnił, że nawet bardzo dobra konstrukcja instytucjonalno-prawna sama w sobie nie zabezpiecza przed prowadzeniem polityki szkodliwej dla gospodarki, ale korzystnej dla własnego ugrupowania, jeśli bank centralny nie jest poddany skutecznej demokratycznej kontroli (accountability).

Po piąte, jest otwarty na zatrudnianie na kierowanym przez siebie „wewnętrznym rynku pracy” osób niekoniecznie reprezentujących wysokie standardy profesjonalne i etyczne.

Po szóste, głosi, jak na niego w sposób bardzo konsekwentny i spójny, poglądy antyunijne, a przede wszystkim przeciwne przystąpieniu do strefy euro, i tym samym przyczynia się do trwania koalicji z Solidarną Polską.

Te wszystkie przymioty Adama Glapińskiego stanowiące o jego cenności dla PiS są oczywiście olbrzymimi czynnikami ryzyka dla gospodarki, tym bardziej, że między ich oddziaływaniem mogą zachodzić niekorzystne sprzężenia wzmacniające ostateczny niekorzystny efekt.

Ogólnie można uznać, że z perspektywy zagrożeń dla bezpieczeństwa ekonomicznego kraju głosowanie za drugą kadencją dla obecnego prezesa NBP jest porównywalne z głosowaniem za zniesieniem lub ograniczeniem 60 proc. konstytucyjnego limitu długu publicznego. A przecież obecna władza opowiada się za jednym i za drugim, i to w sytuacji, gdy coraz bardziej dominujący staje się w świecie pogląd, że obecne przyspieszenie inflacji ma w decydującej mierze charakter fiskalny.

Ważna lojalność

Każdy inny kandydat niż obecny prezes NBP jest dla PiS mniej cenny przede wszystkim dlatego, że jest politycznie niewystarczająco sprawdzony, a zatem mniej przewidywalny, gdyż nie przemawiają za nim zachowania w czasie pierwszej kadencji i porównywalna wieloletnia lojalność wobec własnego ugrupowania. Inny kandydat, przy niezmienionych zapisach konstytucyjnych i ustawowych regulujących niezależność banku centralnego, mógłby sprawić obozowi władzy podwójną niespodziankę, np. zmieniając dosyć radykalnie swoje zachowanie w stosunku do wcześniejszych obietnic, zapewnień czy deklaracji.

Po pierwsze, zmiana mogłaby nastąpić właściwie zaraz po złożeniu ślubowania. Podobnie jak w znanym modelu Roberta Barro i Davida Gordona, „zły facet” może w rzeczywistości być „dobrym facetem”, który jedynie ukrywał swoje prawdziwe, zgodne z interesem publicznym i z misją banku centralnego, preferencje po to, aby otrzymać od politycznych mocodawców nominację na stanowisko prezesa. W przypadku reelekcji Adama Glapińskiego ryzyko przeistoczenia się prezesa banku centralnego w tak rozumianego „dobrego faceta” właściwie nie występuje.

Po drugie, w przypadku innego kandydata, pokusa oraz bodźce, aby pokazać, że jest się „dobrym facetem”, zaczynają działać zdecydowanie silniej w momencie, gdy rządząca koalicja traci władzę. Na znaczeniu zyskują nagle dla niego opinie innych prezesów banków centralnych (tzw. peer pressure), ekspertów i analityków rynkowych, mediów oraz organizacji międzynarodowych. Opinie te są dla niego tym ważniejsze, im jest młodszy, ponieważ wówczas wchodzi w grę wybór na drugą kadencję, a także szanse na kontynuację kariery w krajowym lub zagranicznym sektorze finansowym. Jest dosyć oczywiste, że w przypadku obecnego prezesa NBP akurat tego rodzaju bodźce raczej nie odgrywają istotnej roli.

Dwa scenariusze

Im większe staje się ryzyko utraty przez PiS władzy, tym bardziej rośnie troska obecnej koalicji o reelekcję Adama Glapińskiego. Rozważmy więc dwa scenariusze. Pierwszy to scenariusz status quo: PiS utrzymuje władzę, a Adam Glapiński zachowuje swoje stanowisko.

W tym scenariuszu w wyniku błędnych reakcji na poprzednie oraz na bieżące niekorzystne szoki krajowe i zewnętrzne następuje dalsza kumulacja zagrożeń dla stabilności gospodarczej kraju, która w pewnym momencie może doprowadzić do poważnego kryzysu walutowego lub finansowego. Ryzyko kryzysu zwiększać będzie utrzymujący się brak poprawnie przeprowadzonej diagnozy zarówno co do stanu gospodarki, jak i charakteru prowadzonej polityki ekonomicznej.

Pamiętajmy, że obecnie nie tylko nie jest wcale jasne, że – jak twierdzą rząd i NBP – mamy rzeczywiście do czynienia z kombinacją restrykcyjnej polityki monetarnej i ekspansywnej polityki budżetowej. Nie wiemy przede wszystkim, czy cała polityka makroekonomiczna wraz z polityką makro- i mikroostrożnościową nie mają łącznie charakteru wyraźnie proinflacyjnego.

Mimo silnych sygnałów wskazujących na przegrzanie koniunktury, prezes NBP na ostatniej konferencji prasowej przytaczał je jako świadczące, że gospodarka znajduje się w równowadze. Z drugiej strony pominął takie kluczowe zmienne mówiące o nadmiernej presji popytowej, jak miary inflacji bazowej.

W tym scenariuszu brak niezbędnego rozeznania na temat stanu gospodarki prowadzi do poważnych kolejnych błędów w innych obszarach polityki gospodarczej i społecznej. Ważnym elementem tego scenariusza jest też długi okres powrotu do celu inflacyjnego wynikający z nieuzasadnionej nadziei, że nie dojdzie do wzrostu rynkowych stóp procentowych i kosztu finansowania zadłużenia, i że inflacja pozwoli na obniżenie realnej wielkości deficytu budżetowego i długu publicznego, a nawet na „wygospodarowanie” dodatkowych środków na kampanię wyborczą.

W drugim scenariuszu PiS traci władzę w wyniku wyborów przedterminowych bądź zgodnych z kalendarzem wyborczym. Wówczas obecny prezes NBP staje się podwójnie użyteczny.

Po pierwsze, bardzo rośnie jego atrakcyjność jako pracodawcy w sytuacji, gdy wiele osób traci posadę w urzędach państwowych, w spółkach skarbu państwa itd., ponieważ zarządza on dosyć pokaźnym „wewnętrznym rynkiem pracy”. Rewolucja kadrowa dokonała się już co prawda w czasie pierwszej kadencji, ale pewne rezerwy w tym zakresie nadal istnieją.

Ze względu na rozmiary kosztów dla gospodarki dużo większe znaczenie ma jednak drugi aspekt użyteczności prezesa NBP. Chodzi mianowicie o ryzyko zmiany polityki monetarnej na silnie i nadmiernie restrykcyjną po to, aby zaszkodzić nowemu rządowi. Dla obecnego prezesa nie byłoby raczej problemem przejście dosłownie z dnia na dzień do retoryki, że konstytucja i ustawa zobowiązują go do jak najszybszego powrotu do celu inflacyjnego i dlatego konieczne są dodatnie, a przynajmniej zerowe, realne stopy procentowe.

Oznaczałoby to nie tylko recesję, ale także niestabilność w sektorze bankowym ze względu na skokowy wzrost obciążeń dla kredytobiorców. Natomiast na dłuższą metę taka jednoznacznie motywowana prymatem polityki nad gospodarką decyzja oznaczałaby trwałe spowolnienie wzrostu gospodarczego, połączone z nawracającymi silnymi zaburzeniami równowagi makroekonomicznej i makrofinansowej.

Przyczyny pośpiechu

Przyjęta na początku artykułu hipoteza pomaga też wyjaśnić, dlaczego prezydent Andrzej Duda oraz PiS tak bardzo spieszą się z zatwierdzeniem Adama Glapińskiego na drugą kadencję. Utrzymująca się dwucyfrowa inflacja i zmieniająca się w społeczeństwie ocena rzeczywistych jej przyczyn mogłyby spowodować, że za miesiąc poparcie dla tej kandydatury w Sejmie może okazać się za małe.

Dla obecnej władzy oznaczałoby to stratę cennych walorów, jakie reprezentuje sobą sprawdzony już kandydat, ale dla gospodarki uniknięcie przynajmniej części bardzo poważnych zagrożeń, jakie ta władza za sobą niesie.

Prof. Andrzej Wojtyna pracuje na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. W latach 2004–2010 był członkiem Rady Polityki Pieniężnej

Adam Glapiński sprawia wrażenie człowieka, który nie widzi życia poza fotelem prezesa NBP. Świadczy o tym jego olbrzymia determinacja: potrafi znieść bardzo wiele i powiedzieć prawie wszystko, byle pozostać na stanowisku. Pod tym względem może się z nim mierzyć właściwie tylko premier, tyle że przy wyraźnie niższym wieku i kilkukrotnie niższym koszcie dla podatnika.

Być może jednak jest to wrażenie błędne. Warto dlatego rozważyć hipotezę, że to Prawu i Sprawiedliwości bardziej zależy na pozostaniu Adama Glapińskiego na drugą kadencję niż jemu samemu. Wymaga to oczywiście przyjęcia założenia, że zgodnie z podręcznikami z podstaw ekonomii, na które bardzo chętnie się prezes powołuje, jest on osobą racjonalną: zdaje sobie sprawę z tego, jak trudna jest obecna sytuacja gospodarcza i że w przyszłości będzie ona jeszcze trudniejsza.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację