Z dużym zaniepokojeniem obserwuję ostatnio pewien sposób myślenia o inflacji i związanych z nią podwyżek stóp procentowych, w szczególności wśród pokolenia, które nie pamięta hiperinflacji czasów upadku komunizmu i teraz pierwszy raz w życiu widzi na własne oczy nadmierny wzrost cen.
Trauma inflacji
W niektórych krajach strach przed wzrostem cen jest niemalże częścią społecznego DNA. Niemcy pamiętają, że hiperinflacja w Republice Weimarskiej w 1923 r. (kurs dolara USA sięgnął 4 bln marek) wykreowała grunt pod powstanie bardzo wpływowych ruchów politycznych, jak NSDAP, która dekadę później zupełnie legalnie i demokratycznie doszła do władzy. Dlatego do dzisiaj Niemcy mają bardzo negatywne skojarzenia z każdym niekontrolowanym wzrostem cen i w tej sprawie panuje u nich polityczny konsensus dotyczący konieczności utrzymania zarówno silnej waluty, jak i niskiej inflacji.
W Polsce jakoś w naszej zbiorowej świadomości nie zapisała się negatywnie hiperinflacja epoki upadku komunizmu i początków transformacji systemowej na przełomie 1989 i 1990 r. Dlatego przeraża mnie bardzo ostatnio popularny sposób myślenia wielu osób zabierających głos w debacie publicznej, w szczególności wśród młodych komentatorów życia gospodarczego, jak np. teksty A. Popiołek w „Gazecie Wyborczej”. Ludzie ci bardzo sugestywnie opisują problemy życiowe osób, którzy zaciągali kredyty hipoteczne na kupno mieszkań w czasie ultraniskich stóp procentowych, ale kompletnie pomijają wyjaśnienia, dlaczego tak się dzieje i z czego to wynika.
To, że skupiamy się na opisie cierpień i ciężkim losie kredytobiorców, bynajmniej im nie pomaga, pomożemy im efektywniej, jeśli media będą wyjaśniać swoim czytelnikom szerszy kontekst podwyżek rat kredytów. Zamiast walczyć z objawami choroby (rosnące stopy), lepiej skupić się i wyjaśniać opinii publicznej jej przyczyny. Wtedy bowiem kredytobiorcy może większą wagę przywiązywaliby do racjonalności w podejmowaniu decyzji istotnych dla nich na najbliższe kilkadziesiąt lat.
Przede wszystkim musimy przyjąć do wiadomości fakt, że stopy procentowe utrzymujące się przez długi okres czasu na bardzo niskim poziomie mają pewne konsekwencje makroekonomiczne. Stopy NBP wzrosły z poziomu 0,1 proc. (wrzesień 2021 r.) do zaledwie 3,5 proc. (marzec 2022 r.), gdy inflacja w lutym 2022 r. wyniosła wg GUS aż 9,2 proc. Agresja Putina na Ukrainę, nieadekwatna polityka fiskalna i nieodpowiedzialna polityka kontrolowanych przez rząd koncernów energetycznych nie wróżą niczego dobrego.