Jako że pojęcie normalności – nie tylko, jeśli chodzi o wysokość zarobków – mamy zdecydowanie inne, nie będę wnikał, co to znaczy. Bardziej mnie zaintrygowało, że ten wiekopomny program „nie miał szczęścia". Bo z tym stwierdzeniem to się akurat zgadzam. Jego nieszczęście polegało na tym, że miał być wprowadzony pod ogólnym przywództwem wicepremiera. Po wprowadzeniu reform sądownictwa, szkolnictwa, szpitalnictwa rzeczywiście potrzebne było szczęście, żeby tym razem się udało, bo prawdopodobieństwo spadało po każdej poprzedniej „reformie".
Ale jeszcze bardziej intrygujące jest stwierdzenie, że Polski Ład „został natychmiast zaatakowany nie tylko przez opozycję, ale także z wewnątrz". Przez kogo? Na razie nie wiadomo dokładnie, ale niebawem się dowiemy, bo „wnioski zostaną wyciągnięte". Nie wątpię, że parę głów poleci. Najbardziej intrygujące jest to, czyje to będą głowy i czy już to wiadomo, i niewiadomy jest tylko termin egzekucji, czy dopiero trwa poszukiwanie winnych. A co z wnioskami rzeczowymi? Czy takowe zostaną też wyciągnięte? Że jak się robi jakieś reformy, to trzeba wiedzieć, co chce się zrobić, dlaczego chce się to w ogóle robić, jak chce się to zrobić i dopiero na końcu – kto ma to zrobić?
Mamy wierzyć, że znowu ktoś podłożył jakąś „bombę". Tymczasem prawda jest taka, że się znowu spóźnili na start. Tak wielkiej reformy nie ogłasza się tak późno – tuż przed jej planowanym wejściem w życie. Ktoś to wszystko musiał przecież napisać – z czym ledwo zdążył. Ktoś inny powinien był to sprawdzić, ale nikt już z tym sprawdzeniem nie zdążył. Nie wiadomo zresztą, czy w ogóle był taki plan, żeby ktokolwiek miał to sprawdzać.
Jak już ogłoszono, gdzie dokładnie lecimy, niektórzy eksperci – bynajmniej nie z opozycji ani z „wewnątrz" – krzyczeli, że wiele rzeczy nie widać, taka wszędzie mgła. A „terrain ahead" – czyli 1 stycznia nowego roku, gdy zmiany wchodzą w życie. Może więc „pull up" – „odejdźmy na drugi krąg"? Zróbmy roczne vacatio legis, przyjrzyjmy się dokładniej temu, będzie czas na „skorygowanie kursu i ścieżki". Ale nie, spokojnie, zmieścimy się – orzekł wicepremier i zarządził lądowanie. To znaczy głosowanie. No i zagłosowali.
Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI