„My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna: tą rzeczą jest honor" – powiedział 5 maja 1939 r. Józef Beck, przy entuzjastycznym wsparciu całego Sejmu.
„My w Polsce gotowi jesteśmy i na trzecią wojnę światową. Są dwie tylko rzeczy, które są w życiu narodu bezcenne: Trybunał Konstytucyjny pod wodzą pani Julii Przyłębskiej i Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego" – może niedługo powiedzieć w Sejmie premier, również wywołując oklaski prawej strony sali i Pawła Kukiza (który potem wyjaśni, że nie rozumiał, w jakiej sprawie bije brawo).
Wypowiadanie kolejnych wojen, kiedy nie umie się zakończyć poprzedniej, jest metodą tyleż popularną, co zdradliwą. Napoleon i Hitler najechali na Rosję, bo nie mogli pokonać Wielkiej Brytanii. Japonia zaatakowała Pearl Harbor, bo nie była w stanie podbić Chin. Na krótką metę dało to złudzenie nowych sukcesów, których już wyraźnie brakowało rządowej propagandzie. Jak się skończyło, dobrze wiadomo.
W jednym należy się z premierem zgodzić: trzecia wojna światowa to nie żarty. Gdyby rzeczywiście konflikt doprowadził do wyjścia Polski z Unii Europejskiej, byłaby to dla nas gospodarcza i polityczna katastrofa.
Z wyliczeń, które będą niedługo przedstawione w raporcie Fundacji Schumana, wynika, że bez członkostwa w Unii Polska byłaby dziś jednym z najbiedniejszych krajów Europy (daleko w tyle za Bułgarią). Politolodzy dodaliby, że być może byłaby też teraz kolejną (po Ukrainie) ofiarą ekspansjonistycznej polityki Rosji.