[b]Co się czuje, gdy się trafia na listę najbogatszych Polaków?[/b]
Jan Wejchert: Uważam, że w biznesie pieniądze są wymiarem sukcesu. Jeżeli odnosimy ten sukces, moi partnerzy lub ja sam, jesteśmy wymieniani na takich czy innych listach. Niewątpliwie jest to sukces. Ale sukces firmy. Pieniądze, które zużywam na swoje prywatne potrzeby, są niewielkim ułamkiem sumy zaangażowanej w sam biznes. Wielu ludzi tego nie rozumie. Ja korzystam w ułamku procentu tego, co zarabiam. Ciągle inwestujemy. Stworzenie 5 tysięcy miejsc pracy naprawdę dużo kosztuje. Na znalezienie się na liście najbogatszych patrzę w taki sposób: OK, coś nam się wszystkim udało, to, co zbudowaliśmy, jest warte konkretną sumę. To nie ja, to moja firma jest bogata.
[b]Które z osiągnięć miało dla pana szczególne znaczenie?[/b]
Ja i moi partnerzy cieszymy się małymi i dużymi sukcesami. Bardzo się cieszyliśmy, gdy sprzedaliśmy pierwsze 20 magnetowidów w Polsce... No, i pierwszym milionem dolarów. Cieszą też rzeczy niewymierne: nagrody dla naszych dziennikarzy, prezenterów, dla najlepszego pracodawcy... Ale jesteśmy przygotowani też na klęski. I zahartowani w boju. Najważniejsze, że wciąż potrafimy się cieszyć nawet małymi sukcesami.
[b]Mówi się o imperium medialnym ojca Rydzyka, a powinno raczej o medialnym imperium Jana Wejcherta.[/b]