Przed nową kadencją tego rządu wiele wyzwań. Zwłaszcza, że czasy do łatwych nie należą. Niewątpliwie w całym katalogu spraw niezbędnych są decyzje dotyczące systemu emerytalnego. Nie ma już możliwości ich odwlekania jak działo się to w ostatnich latach. Zwłaszcza, że nowe rozwiązania  muszą koniecznie wejść jak np. te dotyczące wypłaty świadczeń z II filara  (ustawa musi być gotowa przed 2014 r). Albo też nowe regulacje mogą przycznić się do sporych oszczędności w budżecie. Nawet jeśli nie będą odczuwalne od razu,  jak wyrówanie wieku emerytalnego, to są niezbędne w dłuższym okresie.

Chodzi już nie tylko o reformę emerytur mundurowych, która wielu kontrowersji nie wywołuje, a do tego prace nad nią trwały przed wyborami. Ale także innne decyzje, które mogą budzić większe emocje. W tym kontekście bardzo istotne wydaje się, by na czele resortu pracy i polityki społecznej, który odpowiada za zabezpieczenie emerytalne, stanęła osoba, która będzie w stanie sprawnie i kompetentnie przeprowadzić ważne zmiany.

Wydaje się, że sytuacja z przeszłości powtórzyć się nie powinna. Pod koniec pierwszej kadencji  rządu Donalda Tuska sprawami emerytalnymi właściwie nie zajmował się już bowiem resort pracy, a bezpośrednio Michał Boni z Kancelarii Premiera. Nie tylko pracował nad zmianami w OFE, które miały podnieść efektywność  ich działania, ale przygotował projekt nowelizacji ustawy, które obniżyła składki do II filara. Czy też negocjował w sprawie reformy emerytur służb mundurowych. Równocześnie  niektóre samodzielne projekty resortu pracy były wycofywane z prac rządu.

Zresztą podobna sytuacja wystąpiła za rządów PiS, gdy resortem pracy kierowała Samoobrona. Po pewnym czasie nadzór choćby nad ZUS, który z założenia przypada MPiPS, wzięła na siebie Kancelaria Premiera. Powstał także specjalny zespół na czele z Ludwikiem Dornem, który zajmował się systemem emerytalnym.

Warto do takich sytuacji już nie dopuszczać.