Rozmowa z Erikiem Bogschem, dyrektorem Gedeon Richter

O kryzysie, przyszłości europejskiej branży farmaceutycznej i współpracy z Polpharmą mówi w rozmowie z Beatą Chomątowską dyrektor zarządzający firmy Gedeon Richter, Erik Bogsch

Publikacja: 02.11.2011 02:22

Rozmowa z Erikiem Bogschem, dyrektorem Gedeon Richter

Foto: Bloomberg

Coraz więcej regionalnych firm farmaceutycznych staje się częścią międzynarodowych koncernów. Gedeon Richter też szuka większego partnera?

Bynajmniej. Poza tym nie jesteśmy już regionalnym koncernem. Odkąd w ubiegłym roku sami przejęliśmy dwie inne firmy – szwajcarski PregLam i niemiecki Gruenenthal-Contraceptives, możemy mówić o sobie jako o graczu na skalę europejską.

Będą kolejne zakupy? Na przykład w Polsce?

Na razie ich nie planujemy. Teraz, po przejęciu tych dwóch spółek, łączymy sprzedaż we wszystkich europejskich krajach. Zajmie to nam kilka miesięcy. Chcemy wejść mocno w produkcję leków specjalistycznych i biochemicznych, ale zachowując nadal zróżnicowane portfolio, w którym będą zarówno opatentowane, oryginalne preparaty, jak i tańsze zamienniki.  Polska nadal pozostaje dla nas najważniejszym rynkiem w regionie. Eksport stanowi dziś ok. 30 proc. całości przychodów zakładu w Grodzisku. Zanim Gedeon Richter przejął Polfę Grodzisk, było to ok. 4 proc. Do dziś zainwestowaliśmy w grodziski zakład ponad 110 mln zł. W przyszłym roku dojdzie do tego kolejne 11 mln zł. W 2012 r. wprowadzimy na polski rynek minimum trzy nowe preparaty.

Tymczasem w Polsce rośnie wam nowy rywal: Polpharma Jerzego Staraka, która po zakupie Polfy Warszawa  też będzie mogła mówić o sobie jako o silnym graczu na skalę europejską. Nie żałuje Pan teraz, że Gedeon Richter nie połączył się z Polpharmą?

Mieliśmy wrażenie że fuzja do której miało dojść, byłaby bardzo korzystna dla obu stron. Wszystko było już ustalone, ale pan Starak niespodziewanie wykonał krok w tył i wycofał się z transakcji. Sprawa jest już zamknięta. Pan Starak uznał korzystny dla nas wyrok sądu arbitrażowego i zapłacił 43,7 mln euro - 40 mln euro odszkodowania razem z odsetkami.

Co się właściwie stało, że nie dobiliście targu w sprawie połączenia?

Moim zdaniem problem tkwił w różnicach kultury korporacyjnej. Richter jest firmą notowaną na giełdzie, Polpharma – firmą prywatną. W firmie notowanej na giełdzie akcjonariusze podejmują decyzje wspólnie, właściciel firmy rodzinnej może zarządzać nią na sposób autorytarny. Spółka publiczna musi zachowywać purytańskie standardy w odniesieniu do wydatków, nie może pozwalać sobie na zbędne luksusy. Akcjonariusze oczekują, że każde euro czy złotówka będą rozważnie wydane. Na pierwszym miejscu jest efektywność.

Nasza konkurencja z Chin i Indii działa według zupełnie innych zasad niż firmy europejskie

Czy Gedeon Richter rozważa jeszcze współpracę w jakiejkolwiek formie z firmą Jerzego Staraka?

Szkoda, że nie doszło do tej transakcji, bo wysoko cenimy kwalifikacje pracowników Polpharmy, ale możliwości powrotu do rozmów o współpracy nie ma.

A czemu sami nie chcieliście kupić Polfy Warszawa?

Zgodnie z naszą strategią, teraz koncentrujemy się bardziej na lekach specjalistycznych, a nie prostych generykach (tańszych zamiennikach oryginalnych preparatów – przyp. red). Nie oznacza to że nie uważamy Polfy Warszawa za firmę dobrej jakości. To wyłącznie kwestia portfolio.

Gedeon Richter jest jedyną firmą farmaceutyczną tej wielkości w Europie Środkowo-Wschodniej, która istnieje już od 110 lat. I jedyną, której współwłaścicielem ciągle jest państwo. Skąd decyzja o utrzymaniu Skarbu Państwa jako mniejszościowego akcjonariusza?

Powiem więcej: Gedeon Richter to jedyna firma w całym węgierskim przemyśle, w której państwo zachowało udziały. W krajach Europy Zachodniej, jak Niemcy czy Francja, narodowy koncern farmaceutyczny nie jest niczym egzotycznym: wystarczy spojrzeć na takie firmy jak Roche czy Boeringer Ingelheim. Na Węgrzech brakuje ich odpowiedników, bo kultura stabilnej własności należącej do bogatych przemysłowych rodzin została przerwana przez wojnę, a potem prywatne majątki znacjonalizowano.  Dziś ciągłość i stabilność gwarantuje obecność Skarbu Państwa w akcjonariacie, co jest szczególnie ważne w kontekście międzynarodowej pozycji firmy.

Państwo gwarantem stabilności? Z polskiej perspektywy brzmi to co najmniej dziwnie. W czym jego obecność miałaby pomagać?

Pomaga w myśleniu o naszej strategii w perspektywie średnio- i długoterminowej, a nie na krótkie dystanse.

Chyba odwrotnie: to stabilność jest jednym z argumentów za nie utrzymywaniem udziału państwa w spółkach. Tam gdzie ingerują politycy, trwa ciągła wymiana rad nadzorczych i zarządów.

W naszym przypadku – a pełnię swoją funkcję w Gedeon Richter od 1992 r. – odpukać – nigdy nie mieliśmy żadnych nacisków ze strony Skarbu Państwa. Oczywiście przedstawiciele rządu mieli poniżej 50 proc. udziałów i tylko jedno miejsce w jedenastoosobowej radzie nadzorczej, ale nigdy nie przeszkadzali zarządowi robić to, co do niego należy. Jeśli politycy próbują wpływać na bieżącą działalność firm, to wtedy istotnie państwowy akcjonariat może być balastem. Ale przedstawiciele Skarbu Państwa powinni ograniczać się do roli doradczej.

Co daje węgierskiemu Skarbowi Państwa mniejszościowy udział w Gedeon Richter? W Polsce państwo już dawno pozbyłoby się go, bo w takiej sytuacji nie ma realnego wpływu na spółkę.

Państwo nie ma złotej akcji w Gedeon Richter, ale statut firmy przyznaje większość blokującą akcjonariuszowi, który ma 25 proc. plus jedną akcję. Na Węgrzech przemysł farmaceutyczny należy do strategicznych branż. Pamiętajmy, że Polska ma wciąż wiele do zaoferowania zagranicznym inwestorom w innych branżach, a na Węgrzech wszystko już zostało sprzedane – banki, energetyka. Nie było nawet silnych krajowych inwestorów, którzy mogliby stanąć do negocjacji o zakup tych firm. Gedeon Richter chciał kupić inne firmy farmaceutyczne na Węgrzech, ale państwowa agencja, która zajmowała się prywatyzacją nie pozwoliła nam na to. Prywatyzacja na Węgrzech była zbyt szybka, teraz ponosimy tego skutki.

Związki zawodowe działające w Polfie Warszawa twierdzą teraz, że można na jej bazie utworzyć narodowy koncern farmaceutyczny. Czy miałoby to sens?

Wszystko zależy od menedżerów. Nie ma znaczenia, kto jest akcjonariuszem, ważne czy firma jest efektywna, podejmuje właściwe decyzje. Związki zawodowe zwykle dążą do zachowania status quo, a nagła zmiana właściciela oznacza cięcia kadr. Węgierski Skarb Państwa sukcesywnie zmniejszał swoje zaangażowanie w Gedeon Richter od 1997 r., a poziom etatów w firmie pozostaje od tamtego czasu taki sam.  Tak samo jest w fabryce w Grodzisku.

Czy nie jest za późno na myślenie o narodowych czempionach?

Nigdy nie jest za późno, nawet w branży farmaceutycznej. W przypadku Gedeon Richter najważniejsze jest, by w kraju istniała firma, która gwarantuje produkcję niezbędnych pacjentom leków. Koncern, w którym udziały ma państwo, nie zniknie z rodzimego rynku, nawet jeśli wytwarzanie pewnych preparatów jest mniej opłacalne. W takiej sytuacji przytnie koszty, ale zachowa ciągłość zaopatrzenia hurtowni i aptek w leki.

W Polsce trwa właśnie dyskusja o nowej ustawie refundacyjnej, która wpłynie na działalność całej branży, zwłaszcza aptek. A na rynku węgierskim w życie wchodzi prawo zabraniające tworzenia łańcuchów aptecznych. Jak odbierają te zmiany producenci leków?

Do 2014 r. rząd węgierski chce pozbyć się łańcuchów aptecznych. Apteki będą mogli prowadzić farmaceuci, skupiając w jednym ręku nie więcej niż pięć aptek, podobnie jak w Niemczech. Wiemy, że argumenty za wprowadzeniem zmian mają charakter polityczny i że najlepiej sprawdza się zdrowa konkurencja na rynku, ale trzeba też pamiętać, że obecny system prawny na Węgrzech nie funkcjonuje najlepiej w praktyce. Zamiast równowagi mamy więc monopole.

Europejscy producenci mówią coraz głośniej, że Komisja Europejska powinna działać na rzecz wzmocnienia roli przemysłu farmaceutycznego na wspólnym rynku, promować go i wspierać w rywalizacji z firmami z Chin i Indii. Czy to dobry pomysł?

Branża musi być wspierana zwłaszcza w kryzysie, bo konkurencja w Chinach i Indiach działa według zupełnie innych zasad. Tamtejsze kraje nie mają żadnych oporów, jeśli chodzi o protekcjonizm.

Czyli dotychczasowa teoria, zgodnie z którą farmacja należy do branż najbezpieczniejszych w kryzysie, to mit?

Istotnie, zwykle zawirowania na światowych rynkach dotykają ją w mniejszym stopniu. Ludzie, którzy potrzebują leków, będą kupować je zawsze, nawet jeśli stopnieją ich dochody. Ale teraz równolegle obserwujemy inne zjawiska. Rządy w każdym europejskim kraju tną wydatki na leki, więc choć liczba sprzedanych opakowań będzie rosnąć, producenci zarobią mniej. Nie jestem optymistą, jeśli chodzi o najbliższe lata. Nie widać jeszcze końca kryzysu. Polska jak na razie jest w dobrej sytuacji. Jednak jeśli chcemy, by europejska branża farmaceutyczna, która przyczynia się do wzrostu innowacji, a zarazem zapewnia dostęp do bezpiecznych leków, dając pracę wysoko wykwalifikowanym specjalistom, została mimo tych ciężkich czasów w zdrowiu, musimy zadbać o jej konkurencyjność. Inaczej z produkcją leków stanie się to samo, co z przemysłem odzieżowym – wszystkie będą wytwarzane w Chinach.

CV

Erik Bogsch kieruje Gedeon Richter od 1992 r.; węgierski koncern był wtedy zadłużonym państwowym przedsiębiorstwem. Wcześniej kierował biurem handlowym firmy w Londynie. Szybko wprowadził zmiany, m.in. tnąc zatrudnienie i zamykając nierentowne wydziały. Już w 1993 r. spółka miała pierwsze zyski. Dziś jest firmą międzynarodową z 998 mln euro przychodów i 246 mln euro zysku netto za 2010 r. Z wykształcenia Bogsch jest chemikiem i ekonomistą, w wolnym czasie najchętniej grywa w tenisa.

Coraz więcej regionalnych firm farmaceutycznych staje się częścią międzynarodowych koncernów. Gedeon Richter też szuka większego partnera?

Bynajmniej. Poza tym nie jesteśmy już regionalnym koncernem. Odkąd w ubiegłym roku sami przejęliśmy dwie inne firmy – szwajcarski PregLam i niemiecki Gruenenthal-Contraceptives, możemy mówić o sobie jako o graczu na skalę europejską.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska