Rozsądek jednak mówi o tym, żeby się poważnie zastanowić co jest bardziej szkodliwe, nie tylko dla samego Lotu, ale i pasażerów, lotnisk, wizerunku polskiej gospodarki: upadłość linii, czy też jej ratowanie przyznajmy za bardzo wysoką cenę.
Lot przegrał swoją kilkuletnią walkę o restrukturyzację. Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Przegrał z OLT Express, który być może zbyt pochopnie otrzymał zezwolenie na funkcjonowanie na polskich rynku, z nadzorem finansowym niezbyt wnikliwie przyglądającym się funkcjonowaniu parabanków na naszym rynku, z bardzo wysokimi cenami paliw, które wykrwawiły finanse polskiego przewoźnika, z Boeingiem, który o trzy lata spóźnił dostawę oszczędnego samolotu, a także z europejskim i światowym kryzysem finansowym,który skutecznie uziemia linie lotnicze na całym świecie. W samej Europie już 15., w tym zniknęli tacy przewoźnicy jak węgierski Malev i hiszpański Spanair, który podnosił się z upadku dwukrotnie.
Gdyby nie pomoc państwa zniknąłby także skandynawski SAS i czeskie linie CSA. Ale pomoc publiczna oraz wielkie wyrzeczenia pracowników jak na razie pozwalają obydwóm liniom przetrwać.
Gdyby nie wsparcie wszystkich akcjonariuszy zniknęłyby także austriackie linie Austrian Airlines. Tam jednak za restrukturyzację zabrano się w bardzo mądry sposób. Po pierwsze wzięli w niej udział wszyscy z otoczenia przewoźnika - lotniska, dla których Austrian jest głównym klientem, dostawcy - z tych samych powodów, państwo - bo taniej jest ratować, niż pogrążyć wreszcie pracownicy, którzy zgadzając się na drastyczne cięcia wiedzieli, że ich miejsca pracy mogą zniknąć. Kto tego nie rozumiał, musiał odejść. I wszyscy starali się zrozumieć. Austrianowi pomógł jeszcze główny udziałowiec - Lufthansa zmuszając wszystkich do podniesienia kapitału przewoźnika. Warto przypomnieć, że Niemcy zdecydowali się na kupno austriackiej linii po latach nieudanych prób przekonania polskich polityków, że widzą przyszłość dla Lotu w swojej grupie. Sądząc po tym jak się rozwija przejęty również przez Lufthansę Swiss można założyć, że sytuacja polskiej linii byłaby dzisiaj zupełnie inna, gdyby ówczesnemu prezesowi „Lufy" udałoby się przekonać kolejne władze w Ministerstwie Skarbu.
Lot jest zbyt małą linią, żeby przetrwać samodzielnie. Konkurencja ze strony właśnie grupy Lufthansy, ale i British Airways, czy Air France KLM, które skutecznie penetrują nasz rynek jest zbyt silna, aby się to udało. W tej sytuacji jest więc jedyne wyjście - schowanie dumy narodowej do kieszeni, zresztą chyba coraz bardziej pustej. Trzeba się wreszcie przyznać, że nasza panna młoda jest może i niezbyt atrakcyjna, ale po wielkiej kuracji odmładzającej, bo taką rolę odgrywa nowa flota i włączenie do niej Dreamlinerów i jak najszybciej znaleźć inwestora, mimo wszystko gotowego do przejęcia Lotu.