To mnóstwo pieniędzy, a na tym nie koniec, bo na przełom bieżącego i przyszłego roku zaplanowano kolejny przetarg, który może przynieść jeszcze więcej: 1,5-1,7 mld zł.
Niedługo natomiast zaczniemy się zastanawiać do czego wykorzystać, komu i za ile sprzedać kolejne częstotliwości radiowe, jakie niebawem zwolnią nadawcy telewizyjni. Zwolnią, albo nie zwolnią.
Sami mogą objąć częstotliwości, jakie zwolni trwające właśnie przejście TV na technologię cyfrową i zaproponować kolejne kanały telewizyjne do darmowego odbioru. Albo dostaną je operatorzy telekomunikacyjni na jeszcze szybsze i bardziej niezawodne usługi internetowe.
Piszący te słowa – z czysto partykularnych interesów – zalicza się do zwolenników tej drugiej opcji. Tradycyjnej telewizji prawie nie ogląda, Internet konsumuje jak nałogowiec. Ale w Polsce potrzeby są różne.
Dla wielu Polaków to nie dostęp do Internetu, a tania telewizja jest bardziej podstawową potrzebą. Dlatego lobbyści obu konkurujących branż mają dobre argumenty na poparcie swoich interesów. Dlatego zacząłem od pieniędzy, jakie za licytację częstotliwości radiowych można uzyskać. Gdzie trudno rozstrzygnąć inaczej, pomóc może mamona.