Miało być lepiej. W ramach podwyżek dla rezydentów, czyli lekarzy w trakcie szkolenia specjalizacyjnego, Ministerstwo Zdrowia postanowiło sfinansować także 40 godzin dyżurów, odciążając szpitalny budżet. Kłopot w tym, że podwyższając pensje lekarzy w trakcie specjalizacji, spowodowało, że automatycznie wzrosły dodatki do pensji, w tym dyżury.
Czytaj także: Lekarze rezydenci będą odbywać specjalizację częściowo w szpitalach powiatowych na prowincji
Do stołu tylko w dzień
Ponieważ dyżury zostały włączone do umów o pracę, rezydenci nie mogą już dyżurować na kontrakcie, bo, zgodnie z kodeksem pracy nie można wykonywać dla pracodawcy tej samej działalności na podstawie stosunku pracy i umowy cywilnoprawnej. Jeśli więc szpital chce, by lekarz w trakcie specjalizacji dyżurował więcej niż 40 godzin miesięcznie opłacanych przez resort zdrowia, musi za nie dać więcej niż przed podwyżką, stosownie do podstawy wynagrodzenia.
W efekcie część szpitali dyżury obsadza specjalistami, a 40 godzin finansowanych przez ministerstwo rozbija np. na osiem pięciogodzinnych dyżurów.
– Przez osiem dni w miesiącu pracujemy więc do godz. 20 – mówi rezydent chirurgii ogólnej. – Jak tak dalej pójdzie, koledzy, którzy dopiero zaczynają specjalizację, nie spędzą w szpitalu ani jednej nocy. A przez to należycie nie nauczą się zawodu, ponieważ to właśnie w nocy, kiedy jest mniej specjalistów i osób do pomocy, młody lekarz ma szansę działać samodzielnie, czyli tak, jak będzie postępował jako specjalista – dodaje młody lekarz.