„Sam jestem swoistą antologią wielu literatur” albo „Jestem przesiąknięty literaturą” – mawiał o sobie autor „Fikcji”. Świat był dla niego biblioteką nie tylko w metaforycznym znaczeniu. To właśnie tego motywu do opisywania naszej kultury użył Umberto Eco, pisząc o pewnym średniowiecznym klasztorze, gdzie przechowywane są również antyczne księgozbiory, a od tego, jakie tytuły są czytane, nagłaśniane lub pomijane, cenzurowane i niszczone, zależy oblicze naszej cywilizacji. „Nie ma bardziej złożonej przyjemności niż myślenie, i jemu się oddawaliśmy” – napisał.
Peruwiańskie korzenie
Jorge Luis Borges (1899–1986) był wzorem dla pisarzy Ameryki Łacińskiej i panaceum na kompleks prowincjonalności wobec Europy, zwłaszcza Hiszpanii i Portugalii. Llosa podkreśla, że uwolnił hiszpański od charakterystycznego dla niego wielosłowia, a w swoim wydaniu uczynił synonimem precyzji.
Czytaj więcej
Bardzo szczerze opowiadał mi o sobie. Także o swoich przygodach erotycznych. Właściwie nie były to trwałe związki. Pamiętam, jak w liście do Kota Jeleńskiego narzekał, że odbieranie go jako homoseksualistę jest dużym uproszczeniem. Uważał się za pisarza uniwersalnego.
W 1941 r. w prologu do „Ogrodu o rozwidlających się ścieżkach” stwierdził: „Układanie obszernych książek to pracowite i zubażające szaleństwo: rozwijanie na pięciuset stronach idei, której doskonały wykład zajmuje kilka minut”. Uważał, że jeśli ktoś chce przedstawić historię, „lepiej udawać, że takie książki już istnieją i przedstawić ich streszczenie, komentarz”. To, co napisał – praktykował. Cała jego twórczość to 152 tys. słów. Objętość powieści Llosy.
Borges cenił jednak Josepha Conrada i Gustawa Flauberta. Zapytany, jakie książki zabrałby na bezludną wyspę, odpowiedział, że takie, które mógłby czytać wielokrotnie, bo ich nie rozumie („Wstęp do filozofii matematyki Russela”) oraz „książkę, która jest biblioteką, czyli Biblię”.