Byłem beznadziejny

Z Robertem Downeyem Jr. rozmawia Roman Rogowiecki

Publikacja: 14.01.2010 13:49

Byłem beznadziejny

Foto: AFP

Red

[b]RZ: Kiedy poznał pan przygody Sherlocka Holmesa?[/b]

Nie pamiętam dokładnie, w jakim wieku przeczytałem pierwsze opowiadanie Conan Doyle’a, ale na pewno byłem wtedy bardzo młody.

[b]Do polskich kin wchodzi właśnie film o słynnym detektywie z panem w roli głównej. Czy udało się zaszczepić tej postaci nieco charakterystycznego dla pana luzu?[/b]

Przede wszystkim wniosłem do tej roli swoje zasady pracy. Rzecz polega na tym, by rolę traktować poważnie, a siebie samego – niekoniecznie. Szukałem też dobrego porozumienia z doktorem Watsonem. Często mówi się o tzw. chemii między aktorami. Mam wrażenie, że występuje ona w moich relacjach z Jude’em Law, co wcale nie oznacza, że będzie to widać na ekranie. Żeby tak było, trzeba włożyć w grę bardzo dużo pracy. Czasami człowiek czuje się, że dobrze wszedł w rolę, że trafił idealnie w przesłanie autora. Najlepiej czuje się to w przypadku Szekspira, kiedy zagra się Hamleta. Wtedy ma się uczucie, że ktoś z dala daje cichy znak zgody na to, co się zrobiło, że to akceptuje. Byliśmy bardzo blisko tego, co pisał Conan Doyle, bo naprawdę nie sposób poprawić jego stylu. Zawsze mieliśmy przed sobą cytaty z książki, ale musieliśmy je troszkę podrasować. Wiadomo, że Holmes nie wymyślił pewnych rzeczy, które tu pokazujemy. Pewne jego zachowania zostały tu dodane, by podkreślić, że był dziwnym facetem. Chcieliśmy być blisko prawdy, ale jednocześnie dać publiczności rozrywkę.

[b]Słuchając dialogów między Holmesem i Watsonem, miałem czasami wrażenie, że słyszę starą parę małżeńską, która bez przerwy gdera. Jakie było pana wrażenie? W tym związku był pan bardziej „żoną” czy „mężem”?[/b]

Muszę to jeszcze przedyskutować z Jude’em... A poważnie, jeśli pan tak uważa – wszystko nam się udało, jak planowaliśmy. Bingo! Jeśli nasze rozmowy przypominają panu zasłyszane rozmowy, to znaczy, że brzmią jak dialogi z prawdziwego życia.

[b]Jak się panu pracowało na planie z ambitnym Lawem?[/b]

Zaczęliśmy pracę od chwili, kiedy się spotkaliśmy. Jude zna się na rzeczy, i to nie było same gadanie na różne tematy. Chcieliśmy zrobić naprawdę dobry film. Jedna sprawa to sobie coś założyć, druga – to osiągnąć. Guy Ritchie stworzył bardzo dobrą atmosferę na planie i wiedzieliśmy, że jest szansa na sukces. Dlatego dawaliśmy z siebie wszystko. Kiedy słyszę opinie, że między mną i Jude’em była na planie dobra chemia, zastanawiam się, czy to nie jest zachęcanie nas, byśmy zagrali razem w komedii romantycznej… Ten film nie jest komedią, ale ma coś z historii miłosnej. To kwestia dobrego ying i yang między Holmesem i Watsonem. Mam nadzieję, że z Jude’em stworzyliśmy zgrany duet. Tylko ta wstrętna Mary nam przeszkadzała...

[b]A propos, czy scena z oblaniem przez pana narzeczonej Watsona winem udała się za pierwszym razem?[/b]

Chciałbym, żeby tak było. Na początku nie wyszła jak trzeba. Graliśmy ze trzy, cztery powtórki. To był pierwszy dzień zdjęciowy Kelly Reilly i może dlatego trochę się denerwowała. Pewnie wolałaby mieć trudne sceny pod koniec zdjęć.

[b]W filmie widzimy, że Holmes używa pewnych substancji. Zastanawiam się, mając na uwadze pana problemy z narkotykami, czy starał się pan, by na ekranie nie było pochwały kokainy?[/b]

Zawsze byłem przeciwnikiem heroiny, ale przyszedł taki dzień, gdy sam zacząłem używać narkotyków. To nie był mój wybór, ale skutek wpływu otoczenia, w którym się znalazłem. Rozwiązanie tej sprawy w filmie jest idealne, bo nigdy nie byłem zainteresowany większym stężeniem narkotyków. Inne sugestie byłyby głupie. Proszę pamiętać, że to jest film dla młodzieży. Jeśli wrócimy do materiału źródłowego, wiemy, że Holmes nie był jakimś wyjątkowym dziwakiem z mrocznymi ciągotkami. W jego czasach takie narkotyki były zupełnie oficjalnie dostępne i wystarczyło udać się po nie do apteki. Uważaliśmy, że byłoby nierozsądnie nie wspomnieć o tej kwestii związanej z osobą Holmesa. Musieliśmy tylko sporo się napracować, by dobrze skorzystać z materiałów źródłowych, ale i wprowadzić odpowiednie poprawki, tak by cała kwestia pasowała do filmu dla nastoletniej publiczności, która ma go oglądać. Nie chodziło o rozwodnienie problemu, ale o respekt dla tego, co napisał Doyle. Holmes i Watson zajmują się wyjątkową sprawą i w jakimś sensie ratują świat przed planowaną wielką zagładą. W filmie jest jeszcze inna walka, moje zabiegi o Mary, narzeczoną Watsona.

[b]Jest też dużo scen w zwolnionym tempie. Jakich umiejętności wymaga od aktora kręcenie tego typu ujęć?[/b]

To się nazywa w fachowym języku „ujęcie siedmiosekundowe”. Trzeba wtedy pamiętać, że widz będzie oglądał sekwencję w zwolnionym tempie i może zobaczyć więcej, niż powinien. Jednocześnie nie można przesadzić z rozwlekłością gestów. Nie wolno przeszarżować.

[b]Czy to sprawia, że sam pan musi wszystko zagrać, bo skoro wszystko tak dobrze widać, nie ma mowy o dublerze?[/b]

Owszem. Guy Ritchie przed takim ujęciem mówił, że ma być „bułka z masłem”, co uważam za najdziwniejsze polecenie reżyserskie w mojej karierze, ale to się sprawdzało.

[b]Nie bał się pan grać Holmesa?[/b]

Nie, niczego się już nie boję. Wiedziałem, że w reżyserii Guya to będzie nowa interpretacja przygód Holmesa. Zrobiłem kilka filmów z producentem Joelem Silverem, przeżyłem już kilka lat ze współproducentką Susan Downey, byłem w rękach ludzi, którzy wiedzieli, jak zrobić ten film. Reszta to normalna praca. Przydało mi się, że w końcówce lat 80. mieszkałem w Anglii, kręcąc film „Chaplin”. I miałem wspaniałego nauczyciela wszystkiego, co angielskie w osobie lorda Attenborough.

[b]A co pan powie o swojej sportowej pasji i przygotowaniach do pojedynku na pięści?[/b]

Wszystko było wcześniej ustalone, zrobiliśmy całą choreografię tej walki. Guy pojawił się, gdy byliśmy gotowi. To była dobra zabawa. Gdy przystępowaliśmy do kręcenia tej sceny, wiedziałem, że wreszcie złapaliśmy ten film za rogi. Nie chodzi o to, że pokazuję dumnie tors, zdzieram z siebie koszulę i biorę się do walki. Guy tak to sobie wymyślił i mogła wyjść z tego równie dobrze klapa, a reszta filmu byłaby podnoszeniem się z kolan. On znalazł jednak idealny ton dla tego filmu i ja mu w pełni zaufałem, a on mnie.

[b]Co pan sądzi o podejściu do kręcenia filmów w Anglii?[/b]

Cóż, pracowałem tam ponad 20 lat temu i pamiętam, że jedzenie było straszne. Nie byłem specjalnie szczęśliwy, gdy kręciłem film „Air America”, który przezwałem „Air Generica”. Były też problemy z wytwórnią filmową. Potem wróciłem do Anglii, by nakręcić „Chaplina”. Podoba mi się tamtejsza kultura i wiem, że jako Amerykanin miewam czasami nieco inne, brawurowe podejście do pracy na planie. Krzyczę np. „Dobra, bierzemy się do roboty i kręcimy to i to!”. Przyznaję, że po tygodniu zostałem przywołany do porządku, dotarło do mnie, że tam się pracuje inaczej, w bardziej cywilizowany sposób. Więcej się rozmawia, coś się od czasu do czasu przekąsi i generalnie wszyscy są bardziej dorośli. Nie chcę wyjść na kogoś wulgarnego, bo pracując w Anglii, czuję się jak ktoś stamtąd, jak część brytyjskiej maszyny.

[b]Wspomniał pan o jedzeniu. Jak było teraz?[/b]

Szczerze mówiąc, to ja byłem straszny 20 lat temu. Tak beznadziejny, że nie powinienem nic mówić na ten temat, bo właściwie sam nic z tamtego okresu nie pamiętam. Teraz byłem w wielu dobrych restauracjach i właściwie po co robić ten wywiad, lepiej iść do restauracji. Teraz smakuje mi dosłownie wszystko.

[b]W filmie jest zabawna scena z panem przykutym kajdankami do łóżka. Mam pan prywatnie podobne doświadczenia?[/b]

To się nazywa tupet. Pyta pan, czy mam doświadczenia w aktach seksualnego sadomasochizmu? Odpowiem pod warunkiem, że natychmiast założy pan gumową maskę...

[b]Pana żona jest współproducentem tego filmu. Jak się z nią pracowało?[/b]

Susan jest fantastyczna. Może czasami opiekowała się mną nazbyt czule i cała ekipa stała, drapiąc się po głowach z nadzieją, że za chwilę skończy i uda się im coś nakręcić. Była dosłownie wszędzie i czasami nawet chodziła do Guya prosić, by przestał grać na gitarze i wziął się do zdjęć.

Film zabiera dużo czasu i energii, więc kiedy jest okazja, by nakręcić coś razem z Susan, chętnie wybieramy taką opcję. Na planie była znakomita współpraca, czuło się, że wszyscy chcą wnieść coś do tego filmu. Cały czas byliśmy razem, nikt nie uciekał do swojej garderoby, razem jedliśmy lunch, było dużo śmiechu i konkretnych rozmów na temat tego, co trzeba zrobić, by film był jak najlepszy. Nie pamiętam tak luźnej atmosfery na innym planie. Myślę, że Guy także podciągnął się jako gitarzysta...

[b]Wiele wskazuje na to, że będą następne części przygód Holmesa.[/b]

Z tego co mówi producent

Joel Silver, wynika, że jest taka szansa. Mam nadzieję, że publiczność polubi takiego Sherlocka i będziemy mogli kontynuować naszą podróż. Zobaczymy, czy pojawi się też tajemniczy, największy wróg Holmesa – Moriarty. Mam zapisane w kontrakcie, że muszę zaaprobować aktora, który go zagra.

[b]Ostatnio pracuje pan non stop. Nie boi się pan, że narzucił sobie zbyt duże tempo?[/b]

Po matce mam oddanie w pracy i to, że dzielnie idę do przodu. Dopiero parę lat temu złapałem prawdziwy wiatr w żagle, i to był powód do wielkiej radości. Teraz mam masę propozycji i o wiele więcej do zrobienia. Wiem dobrze, co się ze mną dzieje i jak mam się zachować. Moją ostoją jest moja żona Susan.

[b]W filmie bawi się pan skrzypcami, ale ja pozostaję pod wrażeniem znakomitej płyty „The Futurist” z 2004 roku. To kawał znakomitej muzyki, niektóre aranżacje są zaskakująco ciekawe. Co pan powie o swych muzycznych zdolnościach?[/b]

Dziękuję za komplement. Wierzyłem, że jeszcze jest gdzieś jeden egzemplarz mojej płyty i widzę, że pan go ma... Cóż, komponuję od dosyć dawna, zacząłem jako nastolatek. Robię to już jakiś czas, ale szczerze mówiąc, muzyka to trudna rzecz. Jeśli nawet się zdecyduję na kolejną płytę, na pewno nie pozwolę, by umieszczono na okładce takie zdjęcie jak na „The Futurist”.

[b]Dlaczego? Siedzi pan przy fortepianie z mazakiem w ręku i wygląda bardzo twórczo...[/b]

To zdjęcie mogłoby się znaleźć w świerszczykowatym piśmie. Wyglądam, jakbym chciał coś podpisać jakiejś nastolatce. Cieszę się, że pan widzi to w tak miły sposób, ale taka fotografia może, moim zdaniem, wywołać diabelskie skojarzenie.

[ramka][srodtytul]Robert Downey Jr.[/srodtytul]

Przyznaje, że nie pamięta filmów, w których wystąpił pod koniec lat 90., ponieważ niemal bez przerwy był wtedy pod wpływem alkoholu i narkotyków. Po raz pierwszy wystąpił na ekranie, mając pięć lat, w filmie swego ojca Roberta Downeya „Pound”. Rodzice rozwiedli się, gdy miał 11 lat. Porzucił naukę w szkole średniej i wyjechał do Nowego Jorku, by spełnić marzenia o aktorstwie. Trafił do nocnego klub w dzielnicy Soho jako „żywy eksponat”. W 1992 roku porywająco zagrał tytułowego bohatera w filmie „Chaplin” Richarda Attenborough i został nominowany do Oscara. Cztery lata później aresztowano go za prowadzenie samochodu pod wpływem heroiny, w jego mieszkaniu policja znalazła dużą ilość narkotyków i nielegalną broń. Został skazany na karę więzienia, ale już miesiąc po opuszczeniu zakładu został znaleziony nieprzytomny w swoim mieszkaniu. Lekarzom ledwo udało się go uratować. Przez kolejnych kilka lat wymiar sprawiedliwości nie umiał sobie z nim poradzić. Z odwyku aktor uciekł po kilku dniach, łamiąc wkrótce potem wszystkie warunki kolejnego zwolnienia warunkowego. W 2001 roku – również za narkotyki – wyrzucono go z obsady serialu „Ally McBeal”. Dziś zarzeka się, że narkotyki to w jego życiu przeszłość. [/ramka]

Wszystko jest możliwe

6.00 | hbo 2 | NIEDZIELA

Chaplin

22.05 | Zone Europa | NIEDZIELA

Jaja w tropikach

1.25 | Canal+ Film | NIEDZIELA

[b]RZ: Kiedy poznał pan przygody Sherlocka Holmesa?[/b]

Nie pamiętam dokładnie, w jakim wieku przeczytałem pierwsze opowiadanie Conan Doyle’a, ale na pewno byłem wtedy bardzo młody.

Pozostało 98% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Kultura
Jubileuszowa Gala French Touch La Belle Vie! w Warszawie
Kultura
Polskie studio Badi Badi stworzyło animację do długo wyczekiwanej w świecie gamingu gry „Frostpunk 2”
Kultura
Nowy system dotacji Ministerstwa Kultury: koniec ingerencji gabinetu politycznego
Kultura
Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej za miesiąc, 25 października