Jazz klasztorze St. Gerold w austriackich Alpach

Most pomiędzy średniowieczem a współczesnym jazzem powstał w klasztorze St. Gerold w austriackich Alpach – pisze Marek Dusza z St. Gerold.

Aktualizacja: 23.12.2013 16:21 Publikacja: 23.12.2013 15:51

Klasztor St. Gerold wtopiony jest w zbocze doliny po słonecznej stronie Grosses Walsertal

Klasztor St. Gerold wtopiony jest w zbocze doliny po słonecznej stronie Grosses Walsertal

Foto: ECM

Nazwę St. Gerold zobaczyłem po raz pierwszy w opisie albumu „Officium" saksofonisty Jana Garbarka i kwartetu wokalnego The Hilliard Ensemble. Powtarzała się na innych nagranych tam płytach ECM Records, a ich wspólną cechą było urzekające brzmienie. – To musi być magiczne miejsce – pomyślałem. Zapowiedziałem się uprzednio u ojca Kolumbana Reichlina, benedyktyna wyznaczonego przez przeora klasztoru Einsiedeln w Szwajcarii do zarządzania rektoratem Propstei Sankt Gerold.

– 700 lat temu przybyli tu Walserowie, lud z regionu Wallis na południu Szwajcarii. Założyli 11 wiosek w dwóch dolinach, w niezamieszkanych terenach górskich. Byli biedni, ale wolni – mówi Elisabeth Marte z Vorarlberg Tourismus z wprawą kierując vanem po górskich serpentynach.

Białą dzwonnicę kościoła z zegarem, którą znam ze zdjęć, widać już z daleka. Dawny klasztor, dziś rektorat, nie sprawia wrażenia dużego. Jest wtopiony w zbocze doliny po słonecznej stronie Grosses Walsertal. Powstał na miejscu pustelni świętego Gerolda. Ten szlachcic urodzony ok. 900 r. wszedł w konflikt z możnowładcami bawarskimi, porzucił rodzinę i udał się w Alpy.

Herb podzielony na pół

Został pustelnikiem w pobliżu osady Frisun. Relikwie i grób można zobaczyć w krypcie pod najstarszą częścią klasztoru. Na kilku malowidłach przedstawiono sceny z jego życia. Nazwa St. Gerold została nadana osadzie na jego cześć. Herb miejscowości jest podzielony na pół. Po lewej sylwetka Świętego Gerolda, po prawej koziorożec – symbol niezłomnych i pracowitych Walserów.

Przed wejściem wisi program najbliższych koncertów, ceny biletów od 15 do 42 euro. Wita nas miejscowa przewodniczka, wyznaję, że przyjechałem tu z muzyczną pielgrzymką. Muzyczną? Kobieta jest zdziwiona. Wielu turystów szuka tu po prostu spokoju ducha. A ja chcę zobaczyć to niezwykłe miejsce właśnie z powodu muzyki, poczuć jego atmosferę. Tu nagrano ponad sto znakomitych albumów.

W przedsionku kościoła jest stała szopka. Twarze Świętej Rodziny, pastuszków i Trzech Króli mają łagodnie zaokrąglone rysy. Przewodniczka wspomina poprzedniego zakonnika, ojca Nathaniela, który rozbudował St. Gerold i uczynił to miejsce popularniejszym w regionie. – Prosił Boga o błogosławieństwo jego pracy. Nie, żeby Bóg coś zrobił za niego – podkreśla.

Ta niesamowita akustyka

Wreszcie jestem w miejscu, gdzie powstało tyle wspaniale brzmiących płyt. Witają nas znane mi doskonale dźwięki „Officium". Spodziewałem się wnętrza w gotyckim stylu, a tu brak naw. Skąd ta niesamowita akustyka? Chyba właśnie z kameralnych rozmiarów długiego, niezbyt szerokiego i stosunkowo niskiego pomieszczenia. Z ciekawości klaszczę w dłonie. Dźwięk jest krystalicznie czysty, pogłos go wzmacnia.

– Spotykamy się tu z Bogiem, by odnaleźć siebie. St. Gerold chce dać wrażenie, że tu Niebo spotyka się z Ziemią – mówi przewodniczka.

Do tego motta nawiązuje malowidło na ścianie za ołtarzem. Jego autorem jest sławny z dzieł sakralnych szwajcarski artysta Ferdinand Gehr (1896–1996). Krytykowano go za nadmierne uproszczenie symboli, zarzucano, że tak namalowałoby dziecko. – Dziecko i ja, pan nie – miał odpowiedzieć atakującemu.

W jadalni urządzonej na zadaszonym dziedzińcu spotykamy ojca Kolumbana. – Szef ECM Records Manfred Eicher był tu kiedyś na koncercie i zachwycił się akustyką kościoła – mówi przyciszonym głosem. Później wrócił z artystami i sprzętem. Przyjeżdża dwa, trzy razy w roku, by nagrywać przede wszystkim muzykę klasyczną. To zawsze jest wyjątkowe wydarzenie i wspaniałe przeżycie dla nas. Wielu muzyków zostaje naszymi przyjaciółmi. Osiem lat temu kontratenor z The Hilliard Ensemble David James brał tu ślub. Zaprosił także przyjaciół na swoje 60. urodziny.

Koncerty w St. Gerold odbywają się od połowy lat 70. – W ciągu roku mamy cztery do sześciu sesji i ponad 30 koncertów, głównie klasycznych – mówi Pater Kolumban. Cieszą się dużym zainteresowaniem lokalnej społeczności i melomanów, którzy przyjeżdżają tu specjalnie. „Officium" uczyniło go sławnym na cały świat. Kiedy ławy kościoła nie mieszczą wszystkich, a jest około 250 miejsc, dostawiamy krzesła.

Ważne dla artystów jest to, że mogą tu mieszkać. Jest świetna kuchnia, bogata w wina piwnica, a wkoło pachnące latem ziołami hale i lasy Rezerwatu Biosfery Grosses Walsertal. Muzycy zżywają się ze sobą, co przekłada się na efekt artystyczny. Na koniec sesji nagraniowej zwykle dają koncert dla pracowników klasztoru i mieszkańców doliny.

Ludzie potrzebują wyciszenia

– To nie jest miejsce dla wszystkich. Trafiają tu ludzie, którzy poszukują wyciszenia i kontaktu z naturą – podkreśla ojciec Kolumban. I ze wspaniałą muzyką – dodaję sobie w duchu.

Manfred Eicher ma oryginalne pomysły tworzenia nowych formacji z muzyków, którzy wcześniej ze sobą nie grali. Sprawdza się to doskonale, a najlepszym przykładem jest kwartet pianisty Keitha Jarretta z Janem Garbarkiem. Podobne działania przeniósł do swego wydawnictwa ECM New Series, gdzie ukazują się nagrania muzyki klasycznej i współczesnej.

– Pierwszy raz usłyszałem mszę „Officium Defunctorum" Cristóbala de Moralesa w katedrze w Sewilli na początku lat 70. – wspomina Eicher. Wróciłem do niej dopiero po dwudziestu latach, kiedy kręciłem na Islandii film „Holozän" na podstawie noweli Maxa Frischa. Jadąc na zdjęcia przez pola zastygłej lawy, miałem jeszcze mocniejsze wrażenia. Islandzki krajobraz stał się dla mnie metaforą gasnącego życia bohatera. Towarzyszyła mi także muzyka Jana Garbarka.

Wtedy Eicher wpadł na pomysł połączenia saksofonowych improwizacji ze średniowiecznym chorałem gregoriańskim. Jan Garbarek miał już wysoką pozycję w świecie muzyki improwizowanej, a The Hilliard Ensamble byli mistrzami interpretacji muzyki dawnej.

W maju 1992 r. Manfred Eicher zrealizował pierwszy album w Propstei St. Gerold. Szwajcarski skrzypek Paul Giger nagrał tu na awangardowe improwizacje „Schattenwelt". Eicherowi musiała się spodobać naturalna akustyka kościoła, bo postanowił wrócić z Garbarkiem i Hilliardami.

Jan Garbarek wspomina

– Nagrania udało się zrealizować szybko, byliśmy bardzo zadowoleni z rezultatu, ale zdawałem sobie sprawę, że to projekt skierowany do wąskiego kręgu słuchaczy - mówi "Rz" Jan Garbarek  Pierwszy sygnał o rosnącej popularności płyty przyszedł z Wielkiej Brytanii, gdy radio BBC Classic zaczęło prezentować „Officium". Rozdzwoniły się telefony z pytaniami, przychodziły setki, później tysiące listów. Pojawiły się propozycje koncertów i wtedy zrozumiałem, że trafiliśmy w czas i upodobania publiczności. To było dla nas niespodziewane, wręcz zaskakujące.

Album szybko osiągnął sprzedaż miliona egzemplarzy, teraz dochodzi do dwóch. Niezwykłe improwizacje Garbarka kontrastują tu z mistycznymi, stonowanymi śpiewami. Saksofonowe frazy są chwilami bardzo ostre, dobiegają jakby zza światów, poruszają sumienie. Ich moc jest zwielokrotniona przez długie echo odbijających się od ścian kościoła dźwięków.

Niespełna rok po sesji Manfred Eicher przyjechał do St. Gerold, by nagrać utwory gruzińskiego kompozytora Giji Kanczelego. Powstał tam też świetny album „Kultrum" argentyńskiego bandoneonisty Dino Saluzziego z Rosamunde Quartet. A w kwietniu 1998 roku ponownie przyjechali Jan Garbarek i kwartet The Hilliard Ensemble. Nagrali tyle utworów, że wystarczyło na podwójny album „Mnemosyne". W 2002 r. powstała w St. Gerold kolejna ich wspólna płyta „Monodia" z udziałem altowiolistki Kim Kashkashian. Ostatni rozdział owocnej współpracy narodził się na przełomie czerwca i lipca 2009 r. Album „Officium Novum" zawiera sakralne pieśni bizantyjskie, a także współczesne kompozycje m.in. Aarvo Pärta i Jana Garbarka.

Ciekawe, że ECM wydał tylko kilka nagranych tu płyt jazzowych. Godny polecenia jest solowy „Time Line" gitarzysty grupy Oregon Ralpha Townera. Zwolennicy swobodnej formy mogą sięgnąć po album tria Paul Bley/Evan Parker/Barre Phillips zatytułowany na cześć klasztoru „Sankt Gerold". Płyta „Astrakan Café" tunezyjskiego wirtuoza oud Anouara Brahema zainteresuje miłośników world music. Niemal wszystkie swoje nagrania zrealizował tu The Hilliard Ensemble, w tym wydany teraz „Il Cor Tristo".

W 2014 roku kwartet wyrusza na ostatnie tournée, które rozpocznie się 11 maja w St. Gerold i zakończy 20 grudnia w Londynie, w 40. rocznicę pierwszego występu zespołu. To ojciec Kolumban pierwszy przekazał mi tę informację.

Nazwę St. Gerold zobaczyłem po raz pierwszy w opisie albumu „Officium" saksofonisty Jana Garbarka i kwartetu wokalnego The Hilliard Ensemble. Powtarzała się na innych nagranych tam płytach ECM Records, a ich wspólną cechą było urzekające brzmienie. – To musi być magiczne miejsce – pomyślałem. Zapowiedziałem się uprzednio u ojca Kolumbana Reichlina, benedyktyna wyznaczonego przez przeora klasztoru Einsiedeln w Szwajcarii do zarządzania rektoratem Propstei Sankt Gerold.

– 700 lat temu przybyli tu Walserowie, lud z regionu Wallis na południu Szwajcarii. Założyli 11 wiosek w dwóch dolinach, w niezamieszkanych terenach górskich. Byli biedni, ale wolni – mówi Elisabeth Marte z Vorarlberg Tourismus z wprawą kierując vanem po górskich serpentynach.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: „Gladiator 2” – triumf czy porażka?
Kultura
Muzeum Narodowe w Poznaniu otwiera Studyjną Galerię Sztuki Starożytnej
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata