Założyciel The Allman Brothers Band, były mąż Cher, najwierniejszy jest bluesowi. Jego mistrzem jest B. B. King. Kiedy w 1959 r. król bluesa występował w Nashville, dziesięcioletni Gregg znajdował się na widowni. Wraz z bratem Duanem obiecali sobie, że muszą kiedyś grać jak B. B. King.
Minęło dziesięć lat i założyli jedną z najsłynniejszych bluesowych formacji w Ameryce. W 1973 r. był jedną z trzech gwiazd legendarnego hipisowskiego koncertu na Summer Jam at Watkins Glen, gdzie razem z Grateful Dead i The Band zgromadzili 600-tysięczną widownię. Do dziś jest koncertową sensacją w USA.
Płytę Gregga wyprodukował T Bone Burnett. Nadał utworom surowe, akustyczne brzmienie, tylko w kilku kompozycjach wzbogacając je sekcją dętą. Na pierwszym planie jest oczywiście Allman, który zwyczajem bluesmenów złożył płytę z nowych wersji klasycznych kompozycji, dodając do nich jedną własną – „Just Another Rider”. Jest rewelacyjna. To właśnie w niej słyszymy saksofony, użyte nietypowo – grają w stonowany sposób, ale rytmicznie, oddając aurę podróży donikąd, byle przed siebie. To bluesowe remedium na kłopoty, na życie. Piękną solówkę zagrał Doyle Bramhall II, współpracownik Erica Claptona.
Gregg śpiewa o rozpustnikach, kobietach przeklętych, diabłach wcielonych. Z tradycyjnych tematów wybrał m.in. „I Cant’t Be Satisfied” Muddy’ego Watersa. Ukłonem w stronę B. B. Kinga jest „Please Accept My Love”. Płyta nie ma słabych punktów. Finał jest rewelacyjny. To „Rolling Stone” o kobiecie-włóczędze, na którą trzeba wiecznie czekać. Ale czekać warto.
Prosto, jak w afrykańskim rytuale, zagrał na akustycznym basie Dennis Crouch wspierany przez pianistę Maca Rebennacka. Ich minimalistyczna gra wprowadza w trans. Mistrzostwo świata.