Winnie - opera o Winnie Mandeli

Dziś w RPA prapremiera spektaklu o politycznej karierze Winnie Mandeli

Publikacja: 28.04.2011 00:59

Próba „Winnie: The Opera” w Teatrze Narodowym w Pretorii

Próba „Winnie: The Opera” w Teatrze Narodowym w Pretorii

Foto: Getty Images

„Winnie: The Opera" zaczyna się od sceny przesłuchania. Jest jesień 1997 r., była żona Nelsona Mandeli (rozwiedli się rok wcześniej) staje przed Komisją Prawdy i Pojednania. Konfrontację śledzi cały świat. Wcześniej obwołana w RPA matką narodu, uwielbiana jako ikona walki z apartheidem, więziona i torturowana, teraz musi odpowiedzieć na ciężkie zarzuty.

Członkowie komisji pytają o terror, jaki zaprowadzili w Soweto jej „ochroniarze". Zarzuca się jej łamanie praw człowieka i zlecenie kilku zabójstw. Przeciwko Mandeli świadczą m.in. zeznania rodzin zamordowanych. Mówią o niej: „anioł śmierci", „Lady Makbet".

Wreszcie Winnie Mandela, poruszona widokiem zasiadającego w komisji arcybiskupa Desmonda Tutu, zalewającego się łzami, wygłasza historyczne przeprosiny: „Tej części bolesnych lat, gdy sprawy potoczyły się fatalnie... głęboko żałuję".

Bohaterami oper byli już Gorbaczow, Brandt i Kaddafi, ale teatralny sukces odniósł tylko Nixon

Reporter brytyjskiego dziennika „The Independent" pisał wtedy: „Winnie Mandela zaliczyła już więcej powrotów na szczyt niż Frank Sinatra", i trafnie przewidywał, że nie będzie to koniec jej politycznej kariery. Skazana przez sądy za porwania i oszustwa, Mandela do dziś jest jedną z najważniejszych postaci Afrykańskiego Kongresu Narodowego i żywą legendą. O takiej właśnie kobiecie: kontrowersyjnej, ale wciąż uwielbianej, okrutnej i tragicznej, opowiada opera, która ma dziś premierę w Teatrze Narodowym w Pretorii.

Napisana i adaptowana przez afrykańskich twórców „Winnie: The Opera" jest najnowszym z dzieł poświęconych wpływowym przywódcom. Kilka premier odbyło się u schyłku zimnej wojny, ale jak dotąd próby przeniesienia wydarzeń politycznych na deski opery przysparzają współczesnym kompozytorom więcej krytyki niż sukcesów. Wyjątkiem był przypomniany w lutym przez nowojorską Metropolitan Opera „Nixon w Chinach", skomponowany przez minimalistę Johna Adamsa i wystawiony po raz pierwszy w 1987 r. w Houston.

Wówczas adaptacja Petera Sellarsa – przypominająca teledyski i hollywoodzkie superprodukcje – wywołała zdumienie, ale później stała się wzorem łączenia operowej formy z publicystyką. Wystawiano ją m.in. w Waszyngtonie i Amsterdamie. Dzieło Adamsa było inspirowane wizytą prezydenta USA w Pekinie w 1972 r. Doprowadziła ona do wznowienia stosunków dwóch mocarstw po ćwierćwieczu. Partię przewodniczącego Mao śpiewał tenor, Nixona – baryton, a Kissingera – bas, ale najbardziej chwalono sopranistki w roli żon obu przywódców. Nowojorska opera przypomniała „Nixona w Chinach" w czasie, gdy relacje obu krajów znów przyciągają uwagę świata.

Finał zimnej wojny odzwierciedlała skromna opera „Gorbaczow" Franza Hummela, wystawiona po raz pierwszy w 1994 r. w Bonn. Gorbaczow na deskach opery nie był politycznym tytanem, raczej człowiekiem, o którego losie zadecydowała historia. Spektakl przeszedł bez echa. Głośniej było o poświęconej Willy'emu Brandtowi „Kniefall in Warschau" Gerharda Rosenfelda, która miała premierę w 1997 r. w Dortmundzie. Kanclerzowi RFN na scenie towarzyszył chór i wiele postaci ówczesnej sceny politycznej, a libretto pokazywało go w najważniejszych chwilach kariery, aż po pamiętną wizytę w Warszawie i przyklęknięcie przed pomnikiem Bohaterów Getta.

Dekadę później fatalnym pomysłem okazała się adaptacja losów Muammara Kaddafiego „Gaddafi: Living Myth", pokazywana w Angielskiej Operze Narodowej w Londynie. Wystawienie było w złym guście, na scenie pojawiała się armia skąpo odzianych i uzbrojonych w karabiny tancerek, a grupa Asian Dub Foundation nieudolnie łączyła grę orkiestry z elektronicznymi podkładami.

„Winnie: The Opera" zapowiadano jako połączenie muzyki poważnej i afrykańskiej. Jeśli spektakl zrobi klapę, na otarcie łez zostanie planowana na koniec roku premiera hollywoodzkiego filmu „Winnie" z nagrodzoną Oscarem i Grammy Jennifer Hudson w roli tytułowej.

„Winnie: The Opera" zaczyna się od sceny przesłuchania. Jest jesień 1997 r., była żona Nelsona Mandeli (rozwiedli się rok wcześniej) staje przed Komisją Prawdy i Pojednania. Konfrontację śledzi cały świat. Wcześniej obwołana w RPA matką narodu, uwielbiana jako ikona walki z apartheidem, więziona i torturowana, teraz musi odpowiedzieć na ciężkie zarzuty.

Członkowie komisji pytają o terror, jaki zaprowadzili w Soweto jej „ochroniarze". Zarzuca się jej łamanie praw człowieka i zlecenie kilku zabójstw. Przeciwko Mandeli świadczą m.in. zeznania rodzin zamordowanych. Mówią o niej: „anioł śmierci", „Lady Makbet".

Pozostało 84% artykułu
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”