Mój film po części odnosi się do naszej rodziny. Gdy byłem chłopcem, pracowała u nas i mieszkała na tytułowym szóstym piętrze kamienicy w pomieszczeniach dla służby młoda Lourdes. Pochodziła z wioski w Galicji. Była też moją nianią i w pewnym momencie zupełnie mieszałem francuski z hiszpańskim, a także modliłem się po hiszpańsku.
Czy hiszpańskich służących było w latach 60. rzeczywiście tak dużo, jak to sugeruje pana komedia?
Tak! Znajdywały pracę – za pośrednictwem kościołów – już w godzinę po tym, gdy wysiadły z autobusu czy pociągu. To one mogły przebierać wśród paryskich rodzin, a nie na odwrót. I zmieniały je, gdy tylko coś im się nie podobało, co zdarzało się całkiem często, nawet na dwie godziny przed przybyciem gości na ważne domowe przyjęcia. Pamiętam, jak przechadzały się w grupkach, we własnym gronie, jak razem chadzały do kościoła, na walki bokserskie do Salle Wagram, na tańce, do kabaretu. Widać było, jak te kobiety przybyłe z wiosek, w których czas się zatrzymał na początku XX wieku, pochodzące z konserwatywnych, patriarchal- nych rodzin, w Paryżu odżywały. Jak cieszyły się życiem. I to pomimo tego, że pracowały niezwykle ciężko, nierzadko od godz. 6, 7 rano do 23, a w ciągu dnia miały tylko krótką przerwę na lunch i spotkania z przyjaciółkami.
Czytaj więcej w Życiu Warszawy