Śmierć poezji

Ostatni raz poezja w polskim życiu społecznym znaczyła cokolwiek prawie 30 lat temu. Dziś o poezji się nie dyskutuje, a nazwisk jej autorów po prostu się nie zna. Czy oznacza to, że należy ogłosić śmierć polskiej poezji?

Publikacja: 09.03.2013 00:01

Artykuł pochodzi z tygodnika "Uważam Rze"

Poezja towarzyszyła naszemu życiu społecznemu, narodowemu i politycznemu od czasów romantyzmu. Przez prawie 150 lat polski poeta musiał być kimś więcej niż tylko literatem. Często bywał równocześnie – używając słów Słowackiego – „rycerzem tej nadpowietrznej walki, która się o narodowość naszą toczy". Także w PRL liryka zachowała dużą siłę społecznego oddziaływania; można mówić o wierszach, które stały się symbolami epoki, towarzyszyły jej i opisywały stan ducha zbiorowości. Odwilż roku 1956 r. poprzedzał i zapowiadał „Poemat dla dorosłych" Adama Ważyka – co wydaje się o tyle paradoksalne, że część badaczy wskazuje, iż napisany on został na obstalunek „czynników partyjnych"; według niektórych źródeł zamówienie miał złożyć sam Jakub Berman. Oprócz poematu Ważyka były jednak także wiersze młodziutkiego wówczas Bohdana Drozdowskiego – takie jak „O szesnastoletniej ukarminowanej". O tym i o podobnych tekstach śmiało można powiedzieć, że demontowały socrealizm – zarówno w warstwie estetycznej, jak i propagandowej.

Od Miłosza do Herberta

Wydarzenia roku 1968 miały swoją poetycką forpocztę. Tworzyli ją przede wszystkim poeci związani z ruchem nowo romantycznym, których nazwiska zostały dziś wyrugowane ze szkolnych podręczników. Wiersze Bohdana Urbankowskiego („Oni", „List Dostojewskiego do Strachowa", „Kordian i cham") czy Jerzego Tomaszkiewicza („Wilk") towarzyszyły warszawskim studentom i niejako przygotowywały grunt pod wydarzenia marcowe. Warto odnotować, iż w tym czasie późniejsi poeci tzw. Nowej Fali (Barańczak, Zagajewski, Kornhauser) występowali jeszcze jako żarliwi marksiści i członkowie PZPR.

W czasie „karnawału" pierwszej „Solidarności" Polacy zachłysnęli się przywróconą do szerokiego obiegu kultury poezją Czesława Miłosza. Jeżeli wiersze mogą stać się tekstami o wielkim zasięgu, to z pewnością taką funkcję spełnił krótki wiersz Miłosza „Który skrzywdziłeś". Widziano w nim uniwersalny komentarz do wszystkich niegodziwości komunistów – od masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. do wielu drobniejszych, „powszednich" rachunków krzywd.

Czas stanu wojennego to ostatni okres w historii Polski, w którym poezja jeśli nie moderowała powszechnej świadomości, to przynajmniej miała na nią olbrzymi wpływ. Trzeba wymienić tutaj przede wszystkim nazwisko Ernesta Brylla, którego „Kolęda nocka" zrobiła prawdziwą karierę, oraz jego wiersze z tomiku „Pusta noc" (1983). Ernest Bryll to kolejny twórca „wycięty" po 1989 r. z literatury przez salonowych krytyków i antologistów. Ten wybitny poeta płaci w ten sposób za lata współpracy z Instytutem Wydawniczym PAX – w oczach środowiska „Gazety Wyborczej" związek z PAX jest czymś bardziej stygmatyzującym niż wieloletnia przynależność do partii komunistycznej. Oprócz tekstów Brylla trzeba koniecznie wymienić dwa wiersze, które zyskały wówczas niezwykle szeroką popularność. Pierwszy to „Raport z oblężonego Miasta" Zbigniewa Herberta, zapewne zgodnie z autorską intencją odczytywany jako metafora Polski czasu stanu wojennego – miasta oblężonego, w którym tylko „sny nasze nie zostały upokorzone". Drugim równie znanym tekstem poetyckim było „Jechać do Lwowa" Adama Zagajewskiego, wiersz, który wyjątkowo trafił w uczucia tych wszystkich, którzy w tamtej Polsce czuli się wygnańcami – nie tylko z tytułowego Lwowa.

Oba te teksty docierały pod strzechy nie tylko za pośrednictwem paryskich wydań, ale przede wszystkim drogą radiową, via fale Radia Wolna Europa. Z tej zresztą przyczyny w podziemnych wydawnictwach krajowych często drukowane były w zapisie wersyfikacyjnym daleko niezgodnym z autorskim oryginałem. Świadczyło to o tym, że tekst spisywany był ze słuchu, a później umieszczany w podziemnej bibule. Wierszy Herberta, z których cytaty przeszły w tamtym czasie do codziennego języka, było co najmniej kilka – na czele z „Potęgą smaku", którą często tłumaczono niezgodę na jaruzelszczyznę. Warto wspomnieć także o wierszach Jana Polkowskiego. To ten twórca dokonał sztuki właściwie niebywałej: w jednym tekście poświęconym pamięci 20-letniego Bogdana Włosika, zastrzelonego w czasie solidarnościowej demonstracji 13 października 1982 r., zatytułowanym „O Nowej to Hucie piosenka" w metaforycznym skrócie opisał całą historię PRL. Dołóżmy ostatni kamyczek do tej mozaiki: piosenki Jacka Kaczmarskiego na czele z kultowymi „Murami" oraz „Żeby Polska była Polską" Pietrzaka – to wszakże również poezja.

„bruLionowcy"

Po roku 1989 fenomen żywej obecności poezji w życiu polityczno-społecznym miał się już nigdy nie powtórzyć. Krytyk literacki Karol Maliszewski napisał w jednym ze szkiców o „świecie przeznaczonym do wyniesienia, czyli środowisku »bruLionu«" – i sporo było w takim stwierdzeniu racji. Środowisko związane z krakowskim pismem „bruLion" otrzymało duże wsparcie promocyjne. Równocześnie wśród obserwatorów coraz częściej pojawiała się opinia, iż hierarchie literackie w Polsce zaczął układać „komputer »Gazety Wyborczej«". Twórcy, którzy w nim się nie znaleźli, najczęściej z powodów politycznych – nie mieli szansy na istnienie w antologiach i omówieniach, czego dowodem są wspomniane nazwiska Urbankowskiego i Brylla.

Poeci „bruLionu" i jego satelici nie spełnili pokładanych w nich przez salon nadziei. Niektórzy liderzy tego środowiska – jak Robert Tekieli – przeżyli nawrócenie i dziś stoją na głęboko chrześcijańskich pozycjach światopoglądowych. Ci, którzy do chrześcijaństwa nie powrócili – wciąż nie wydorośleli. Marcin Świetlicki czy Jacek Podsiadło pozostają dzisiaj 50-latkami w krótkich spodenkach, którzy ciągle piszą wiersze o wódce i papierosach oraz plotą młodym dziennikarkom androny o paleniu zioła. Na pewno zaś nie są projektami na przyszłych noblistów. Jedyne, co można o nich powiedzieć, to stwierdzenie, że swoim sukcesem zepsuli poezję. Oto bowiem od 20 lat kolejne generacje debiutujących twórców nie zajmują się niczym innym jak podrabianiem poetyki „bruLionu"; krytycy ukuli nawet termin „dykcja postbrulionowa". Takie wiersze zajmują już tylko samych autorów – czytelnicy o poezji współczesnej zapomnieli.

Słowa poetów po 1989 r. zaledwie trzy razy odbiły się społecznym echem. Jednak tylko raz chodziło o wiersz, a właściwie o jego instrumentalne wykorzystanie – kiedy „Gazeta Wyborcza" użyła na czołówce wiersz „Nienawiść" Wisławy Szymborskiej do akcji niszczenia i zohydzania premiera Jana Olszewskiego. To, że noblistka wekslowała taką akcję, nie wystawia jej dobrego świadectwa. Dwa kolejne przypadki nie dotyczą już tekstów artystycznych, ale wypowiedzi publicystycznych. Przypomniane w filmie „Obywatel poeta" słowa Zbigniewa Herberta, że „Michnik jest manipulatorem, to jest człowiek złej woli, (...) oszust intelektualny", wciąż są często cytowane. Zapewne z powodu takich stwierdzeń film Jerzego Zalewskiego trafił w III RP na półkę i musiał długo czekać, zanim publiczna telewizja wreszcie go pokazała – niemal w środku nocy. Drugi przykład słów poety wywołujących współcześnie społeczne reperkusje to wypowiedź Jarosława Marka Rymkiewicza na temat światopoglądowych motywacji redaktorów „Gazety Wyborczej". Rymkiewicz w wywiadzie dla „Gazety Polskiej" powiedział mniej więcej to samo co swego czasu Herbert – niemniej zmieniły się czasy, a środowisko „Wyborczej" zamiast publicystycznego dyskursu wolało rozmowę za pomocą pozwów sądowych. W rezultacie warszawski Sąd Okręgowy uznał, że Rymkiewicz naruszył dobra osobiste „Gazety Wyborczej" i jej wydawcy, czyli spółki Agora. Poecie nakazano publikację przeprosin oraz wpłatę 5 tys. zł zadośćuczynienia.

Spółkę Agora reprezentował w tym procesie mecenas Piotr Rogowski – ten sam, który prawnie reaguje na krytyczne uwagi wobec Adama Michnika. Michnikowi swego czasu wiersze dedykowali Zbigniew Herbert i Ryszard Krynicki. Skazanie wybitnego poety z powództwa złożonego przez mecenasa Rogowskiego – człowieka Michnika – wydaje się symboliczną cezurą, wyznaczającą definitywną datę śmierci polskiej poezji współczesnej. Przynajmniej jej śmierci jako sztuki, posiadającej ambicję i siłę społecznego oddziaływania. W obiegu publicznym pozostały jedynie poetyckie wartości przereklamowane. Ich wciskanie odbiorcy pod marką wybitnej poezji przypomina praktykę bazarowych oszustów próbujących sprzedać tombakową obrączkę jako złotą.

Poeci przereklamowani

Czołówkę rankingu „poetów przereklamowanych" otwiera – jak dla mnie – Wisława Szymborska. Autorka dwóch–trzech zgrabnych wierszy nigdy nie była poetką wybitną; na szczyty wyniosła ją Nagroda Nobla, będąca w jej przypadku – co wielokrotnie już podkreślano – raczej nagrodą polityczną niż literacką. Był to nie tyle Nobel dla Szymborskiej, ile Nobel przeciw Herbertowi, a z negatywnych motywacji nie rodzą się dobre rzeczy. Tym sposobem czytelnicy katowani są dość pensjonarską w gruncie rzeczy twórczością autorki „Wołania do Yeti". Przy okazji dodajmy, że należy ona do grona tych literatów, którzy uczciwie nie rozliczyli się z okresem swojej twórczej kolaboracji z komunizmem, bagatelizują i pomniejszają ten ponury epizod.

Kolejny przereklamowany dziś poeta to Adam Zagajewski – on także wpadł w noblowską pułapkę, tyle że nie Nobla otrzymanego, lecz pożądanego. Wydaje się, że tego mającego w dorobku naprawdę dobre tomiki twórcę dopadł syndrom „robienia" takich wierszy, aby wstrzelić się w noblowski paradygmat. W rezultacie pisze już teksty bardzo sztampowe – zarówno formalnie, jak i intelektualnie. Paradoksalnie – na tę prestiżową premię większe szanse ma dziś znacznie młodszy Ukrainiec ze Stanisławowa Jurij Andruchowycz, który pisze „pod Nobla" z większym wdziękiem i posiada ważny pozaliteracki atut: pochodzi z kraju, który nie miał jeszcze swego laureata. Jest w tym jeden optymistyczny element: jeżeli Nobla otrzyma nie Zagajewski, lecz Andruchowycz – to nagroda tak czy siak trafi do twórcy urodzonego na polskich Kresach Wschodnich.

Poezja umarła, skoro wypowiedzi twórców sprawdza mecenas Rogowski, a na szczycie urzędowego panteonu stoi „ciocia klocia, zwisła sława" Szymborska. Wątpliwe jest, aby w epoce internetu polska poezja miała szansę na zmartwychwstanie.

Pięciu najbardziej przereklamowanych poetów współczesnych.

Wisława Szymborska

. Otrzymała Nagrodę Nobla, tyle że był to nie tyle „Nobel dla Szymborskiej", ile „Nobel przeciw Herbertowi". Jej interesujące wiersze można policzyć na palcach jednej ręki. Cała reszta to pensjonarska egzaltacja podnoszona do rangi refleksji nad „problemami egzystencjalnymi".

Adam Zagajewski

. Przed laty był niezłym poetą. Stał się jednak niewolnikiem pragnienia – tak bardzo pragnie Nagrody Nobla, że przestał pisać oryginalne, świeże wiersze. Zaczął „robić" poezję pod noblowskie jury. Wychodzi nuda.

Marcin Świetlicki

. Chłopiec, który nigdy nie wydoroślał. Pięćdziesięciolatek, którego twórcza wyobraźnia zatrzymała się na wódce i papierosach. W ostatnich tomikach zaczął „robić wiersze" pod Zagajewskiego, który swoje teksty „robi pod Nobla".

Jacek Podsiadło

. Przypadek podobny do Świetlickiego. A nawet – jeszcze gorzej. Świetlicki chociaż próbował znaleźć drogę do twórczej dojrzałości. Podsiadło debiutował, przyjmując pozę buntownika. Dziś z buntu pozostał tylko kabotynizm i... plecenie andronów na temat zalet palenia marihuany.

Tadeusz Różewicz

. Krytycy bezkrytycznie powtarzają tezę, że polska poezja współczesna zaczęła się od Różewicza. Tymczasem on tylko powielił stylistyczne know-how przedwojennego awangardzisty Józefa Czechowicza. Po 1989 r. Różewicz nie napisał niczego ciekawego (tomik „Matka odchodzi" powstał wcześniej), a niektóre jego teksty z tego czasu są wręcz żenująco słabe.

Poezja, która kształtowała Polaków

10 najważniejszych strof napisanych po 1945 r.:

Bądź jak kamień, stój wytrzymaj

Kiedyś te kamienie drgną

I polecą jak lawina

Przez noc...

(Ernest Bryll – „Kolęda nocka")

Bądź wierny Idź

(Zbigniew Herbert – „Przesłanie Pana Cogito")

Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.

Możesz go zabić – narodzi się nowy.

Spisane będą czyny i rozmowy.

(Czesław Miłosz – „Który skrzywdziłeś")

Wyrwij murom zęby krat

Zerwij kajdany połam bat

A mury runą runą runą

I pogrzebią stary świat!

(Jacek Kaczmarski – „Mury")

Żeby Polska, żeby Polska,

Żeby Polska była Polską!

(Jan Pietrzak – „Żeby Polska")

Cmentarze rosną maleje liczba obrońców

ale obrona trwa i będzie trwała do końca

i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden

on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania

on będzie Miasto

(Zbigniew Herbert – „Raport z oblężonego Miasta")

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru

nasza odmowa niezgoda i upór

mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku

Tak smaku

w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia

(Zbigniew Herbert – „Potęga smaku")

Boją się pytań

Boją się odpowiedzi

Boją się milczenia

Więc dlaczego my się ich boimy

(Bohdan Urbankowski – „Boją się...")

(...) tyle śmierci

czeka na ciebie, dlaczego każde miasto

musi stać się Jerozolimą i każdy

człowiek Żydem i teraz tylko w pośpiechu

pakować się, zawsze, codziennie

i jechać bez tchu, jechać do Lwowa, przecież

istnieje, spokojny i czysty jak

brzoskwinia. Lwów jest wszędzie.

(Adam Zagajewski – „Jechać do Lwowa")

Siedzimy, gadamy, pijemy wódkę,

nawet śpiewamy trochę.

No dobrze, powiadam,

ale mówcie panowie, co słychać

w Polsce?

(Jan Polkowski – „Odwiedzają mnie czasami...")

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"