Artykuł pochodzi z tygodnika "Uważam Rze"
Poezja towarzyszyła naszemu życiu społecznemu, narodowemu i politycznemu od czasów romantyzmu. Przez prawie 150 lat polski poeta musiał być kimś więcej niż tylko literatem. Często bywał równocześnie – używając słów Słowackiego – „rycerzem tej nadpowietrznej walki, która się o narodowość naszą toczy". Także w PRL liryka zachowała dużą siłę społecznego oddziaływania; można mówić o wierszach, które stały się symbolami epoki, towarzyszyły jej i opisywały stan ducha zbiorowości. Odwilż roku 1956 r. poprzedzał i zapowiadał „Poemat dla dorosłych" Adama Ważyka – co wydaje się o tyle paradoksalne, że część badaczy wskazuje, iż napisany on został na obstalunek „czynników partyjnych"; według niektórych źródeł zamówienie miał złożyć sam Jakub Berman. Oprócz poematu Ważyka były jednak także wiersze młodziutkiego wówczas Bohdana Drozdowskiego – takie jak „O szesnastoletniej ukarminowanej". O tym i o podobnych tekstach śmiało można powiedzieć, że demontowały socrealizm – zarówno w warstwie estetycznej, jak i propagandowej.
Od Miłosza do Herberta
Wydarzenia roku 1968 miały swoją poetycką forpocztę. Tworzyli ją przede wszystkim poeci związani z ruchem nowo romantycznym, których nazwiska zostały dziś wyrugowane ze szkolnych podręczników. Wiersze Bohdana Urbankowskiego („Oni", „List Dostojewskiego do Strachowa", „Kordian i cham") czy Jerzego Tomaszkiewicza („Wilk") towarzyszyły warszawskim studentom i niejako przygotowywały grunt pod wydarzenia marcowe. Warto odnotować, iż w tym czasie późniejsi poeci tzw. Nowej Fali (Barańczak, Zagajewski, Kornhauser) występowali jeszcze jako żarliwi marksiści i członkowie PZPR.
W czasie „karnawału" pierwszej „Solidarności" Polacy zachłysnęli się przywróconą do szerokiego obiegu kultury poezją Czesława Miłosza. Jeżeli wiersze mogą stać się tekstami o wielkim zasięgu, to z pewnością taką funkcję spełnił krótki wiersz Miłosza „Który skrzywdziłeś". Widziano w nim uniwersalny komentarz do wszystkich niegodziwości komunistów – od masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. do wielu drobniejszych, „powszednich" rachunków krzywd.
Czas stanu wojennego to ostatni okres w historii Polski, w którym poezja jeśli nie moderowała powszechnej świadomości, to przynajmniej miała na nią olbrzymi wpływ. Trzeba wymienić tutaj przede wszystkim nazwisko Ernesta Brylla, którego „Kolęda nocka" zrobiła prawdziwą karierę, oraz jego wiersze z tomiku „Pusta noc" (1983). Ernest Bryll to kolejny twórca „wycięty" po 1989 r. z literatury przez salonowych krytyków i antologistów. Ten wybitny poeta płaci w ten sposób za lata współpracy z Instytutem Wydawniczym PAX – w oczach środowiska „Gazety Wyborczej" związek z PAX jest czymś bardziej stygmatyzującym niż wieloletnia przynależność do partii komunistycznej. Oprócz tekstów Brylla trzeba koniecznie wymienić dwa wiersze, które zyskały wówczas niezwykle szeroką popularność. Pierwszy to „Raport z oblężonego Miasta" Zbigniewa Herberta, zapewne zgodnie z autorską intencją odczytywany jako metafora Polski czasu stanu wojennego – miasta oblężonego, w którym tylko „sny nasze nie zostały upokorzone". Drugim równie znanym tekstem poetyckim było „Jechać do Lwowa" Adama Zagajewskiego, wiersz, który wyjątkowo trafił w uczucia tych wszystkich, którzy w tamtej Polsce czuli się wygnańcami – nie tylko z tytułowego Lwowa.