Rz: Pana odejście z Myslovitz było jednym z najgłośniejszych muzycznych rozwodów po 1989 r. Pierwszy solowy album jest zawsze rodzajem manifestu, nowej wizytówki. Czuł pan ciężar odpowiedzialności, pracując na płytą „Składam się z samych powtórzeń", która ukaże się ?4 kwietnia?
Artur Rojek:
Kiedy rozstawałem się z Myslovitz, wiedziałem, że to jest ostatni moment, kiedy mogę zrobić coś nowego, coś dla siebie. Ale decyzji nie podjąłem z dnia na dzień. Dojrzewałem do niej przez kilka lat, a z nagrywaniem nowej płyty nie chciałem się spieszyć. Nie miałem ochoty niczego kontynuować, czując, że to, co robiłem wcześniej w Myslovitz – wyczerpało się. Po 20 latach działalności ?w zespole, gdzie zawsze trzeba brać pod uwagę różne uwarunkowania, w tym ograniczenia artystyczne oraz personalne, planowałem odciąć się od przeszłości ?i stworzyć coś nowego. Również dlatego, że zmienił się mój gust, a i muzyczny świat wokół. Kiedyś byłem ortodoksyjny, zamknięty, zorientowany wyłącznie na granie i brzmienia gitarowe. Teraz jako słuchacz, ale ?i organizator OFF Festival, mam zdecydowanie szersze zainteresowania i inspiracje.
Skalę różnicy pomiędzy muzyką Myslovitz a pana płytą można porównać do różnic między The Police i solową działalnością Stinga. Może było warto wcześniej odejść? Pana koledzy z Myslovitz mówią zresztą, że budował pan niezależną pozycję od 2008 r.