Barbara Hollender poleca DVD

Stare? Tak. Ale jakie! Firma Best Film przygotowała zestawy polskich filmów.

Publikacja: 19.12.2015 17:00

Kadr z filmu "Plac Zbawiciela"

Kadr z filmu "Plac Zbawiciela"

Foto: BEST FILM

A właściwie trzeba by powiedzieć pereł polskiego kina: Krzysztofa Krauzego i Marka Koterskiego. Te filmy wiele mówią o nas, o Polsce . Naprawdę warto mieć je w domu. Wszystkie są też w wersji z audiodeskrypcją dla osób niewidzących i słabowidzących.

„Dług" (1999) Krzysztofa Krauze i „Plac Zbawiciela" (2006) Joanny i Krzysztofa Krauze

Oba tytuły należą do najważniejszych polskich filmów o czasie po transformacji ustrojowej. „Dług" jest opartą na autentycznych zdarzeniach opowieścią o morderstwie popełnionym przez młodych inteligentów na gangsterze, który ich szantażował i prześladował, o strachu, o wciągającej spirali zła, o bezsilności ludzi i wymiaru sprawiedliwości. Film poraził widzów.

„Dług" miał w sobie nieobojętność i świeżość spojrzenia, ale jednocześnie ukazywał bezlitosną prawdę o czasach, w których dawne wartości zaczął zastępować kult pieniądza. Koszmar był zresztą tym straszliwszy, że przydarzał się zwyczajnym ludziom i że byli oni całkowicie osamotnieni, bezsilni wobec terroru, pozbawieni pomocy instytucji, które powinny ich chronić.

„Plac Zbawiciela" to z kolei film mały i kameralny, ale wstrząsający.: życie podpatrzone przez dziurkę od klucza i dramat matki, syna i synowej rozgrywający się w czterech ścianach małego mieszkania. – To opowieść o tym, że można zabić słowami — mówiła Joanna Kos-Krauze. — Że w życiu ranimy się bezmyślnie i czasem zbiegi okoliczności mogą doprowadzić do tragedii. To film o rozpadzie małżeństwa, ale również o ocaleniu i dojrzewaniu do odpowiedzialności za drugiego człowieka.

Młode małżeństwo mieszkające kątem u teściowej traci pieniądze i szansę na własne lokum, gdy bankrutuje deweloper. Powoduje to wybuch animozji: bo mezalians, bo podcięte skrzydła chłopaka, który musiał rzucić studia i zarabiać na dom, bo wszystko nie tak, jak miało być... Mężczyzna nie wytrzymuje ciśnienia, ucieka w inny związek.

W małym mieszkaniu przy placu Zbawiciela nikt nie pije, nie bije, nie wszczyna wielkich awantur. To nie jest margines i patologia. Ale padające słowa, ranią coraz bardziej, uczucia umierają. Ofiarą potwornej, gęstej atmosfery pada kobieta – zmaltretowana psychicznie, zbyt słaba, zbyt wycofana, żeby się bronić.

Joanna i Krzysztof Krauze pokazali dramat, który toczył się obok nas, za ścianą. Nikogo nie winili, nie oskarżali. Bo przecież bohaterowie tej tragedii nie byli źli. Może tylko za słabi, by stawić czoło trudom życia. Dwa wielkie filmy. Nie boję się tego określenia.

„Dzień Świra" (1995) i „Nic śmiesznego" (2002) Marka Koterskiego

„K..., ja pierd..." – to słowa, z jakimi rano budzi się bohater filmu Marka Koterskiego „Dzień świra". I tak już jest do wieczora. Bez nadziei, bez złudzeń. Za sobą ma przegrane życie, nieudane małżeństwo, toksyczną matkę, przed sobą wykład dla głupawych licealistów, których „Sonety krymskie" Mickiewicza interesują tyle, co zeszłoroczny śnieg. Marazm, samotność i żadnej szansy na jakąkolwiek zmianę. Agresja i wściekłość na cały świat.

Od swego debiutanckiego „Życia wewnętrznego" Marek Koterski śledził losy tego samego bohatera – Adasia Miauczyńskiego. To polski inteligent, gnieżdżący się w małym mieszkaniu w bloku, z zaniedbaną żoną, źle wychowanymi dziećmi i podciętymi skrzydłami. Facet, który – jak to w socjalizmie – był przeświadczony, że wszystko mu się należy, a w nowej rzeczywistości został zepchnięty na margines, prześcignęli go ci bardziej obrotni, którzy złapali wiatr w żagle, pozakładali biznesy i jeżdżą na wakacje nad ciepłe morza. I już nawet nie mógł zrzucić przyczyn swego nieudacznictwa na socjalizm.

W „Dniu świra" Koterski znów ożywił na ekranie polskiego inteligenta. Jego życie ma w sobie zabójczą monotonię. Poranna toaleta, kawa, kanapa, odwiedziny syna — nieudacznego jak on sam, tępe oczy uczniów, zmęczone twarze w tramwaju, durni sąsiedzi. Drobne przyzwyczajenia, urastają do rangi codziennego rytuału. Drobne zabobony zamieniające się w obsesje. A wszechogarniająca frustracja rodzi złość nie do przezwyciężenia: wściekłość na sąsiada, który zbyt głośno słucha Chopina, na psa, który załatwia się pod oknem, właściwie na wszystko. Za tę degrengoladę Koterski, jak zwykle, nie wini nikogo. No bo kogo? Historię? Zły los? Bliskich? Jak zresztą ma kogokolwiek winić, skoro zagląda do lustra i widzi w nim kawałek siebie?

Po premierze filmu Marek Koterski mówił, że zrobił komedię. Bo też to, co pokazuje, budzi śmiech. Tym bardziej, że wsparte jest znakomitą kreacją Marka Kondrata. Ale tak naprawdę to jest opowieść o zagubieniu, diagnoza nie pozostawiająca ani krztyny nadziei. Koterski wydziera nam inteligencki mit, którym zawsze się szczyciliśmy.

„Nic śmiesznego" to opowieść o czterdziestoletnim reżyserze-nieudaczniku, który przez całe życie miał pecha. Nie potrafi znaleźć sposobu na życie i czeka, że dobrobyt i szczęście spłyną mu do rąk samo. Śmieje się z absurdalnej rzeczywistości wokół, ze środowiska filmowego, z siebie samego. Jego życie jest byle jakie, bez wielkich idei, bez wiary, z dnia na dzień, pełne niespełnień i płonnych nadziei. Zwyczajne życie nieudacznika, faceta niezdolnego do działania, któremu wiatr zawsze wieje w oczy, a na głowę spada z dachu cegła.

W „Nic śmiesznego" Marek Koterski chwilami przekracza granice dobrego smaku, ale też buduje mnóstwo zabawnych, porażających swoją głupotą, sytuacji. I opowiada historię, która ma drugie dno. Bardzo chciałabym obejrzeć kolejny film Marka Koterskiego o polskim inteligencie. Bardzo chciałbym zobaczyć, jak ten artysta widzi go dzisiaj. Może dobrze by nam wszystkim zrobiło, gdyby ten reżyser znów nas przeraził.

Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze