W lakonicznym komunikacie opublikowanym na stronie MKiDN przeczytać można, że minister przyjął rezygnację prof. dr. hab. Jerzego Miziołka ze stanowiska dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. Niewiele jak na to, że pod koniec ubiegłego tygodnia minister kultury Piotr Gliński zwrócił się do muzealnych związków zawodowych o opinię związaną z zamiarem zwolnienia dyr. Miziołka, który mimo wielokrotnych porażek nie zamierzał podać się do dymisji.
Jednocześnie minister zdecydował, że następny dyrektor stołecznego Muzeum Narodowego zostanie wybrany w konkursie. To daje nadzieję, że nowy dowodzący prestiżową instytucją polskiej kultury będzie miał odpowiednie kompetencje i zyska aprobatę środowiska. Nie było tak, niestety, w przypadku ustępującego dyrektora. Jego obowiązki do czasu rozstrzygnięcia konkursu będzie pełnił Łukasz Gaweł, dotychczasowy wicedyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie.
Już w chwili mianowania kandydatura Jerzego Miziołka nie zyskała akceptacji Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Ale w rozmowie przeprowadzonej przez „Rzeczpospolitą" Jerzy Miziołek powiedział m.in.: „Projekty 12 opisanych wystaw przedstawiłem ministrowi Piotrowi Glińskiemu i zostały zaakceptowane. Ale jeśli uda się zrealizować osiem, czyli dwie rocznie, ale o dużym rezonansie, uznam to za sukces". Kolejne wystawiennicze odsłony rocznicowe związane z Leonardem da Vinci, Rembrandtem czy ostatnio Rafaelem – nazywane były pokazami. Wszakże wielkie nazwiska służyły jedynie za wabiki i nie stała za nimi adekwatna treść. W przypadku pokazu Leonarda doszło do sytuacji kompromitującej, jaką było pokazywanie lightboxów z dziełami mistrza. Zaś na ostatniej pokazowej odsłonie Rafaela reprezentuje jedna kopia i przypadkowe dzieła innych twórców.
Jerzy Miziołek nie przedstawił przemyślanych programów edukacyjnych ani ważnych wydawnictw. Widzowie też nie stali w kolejkach, choć pokazy były krótkie i zmieniały się jak w kalejdoskopie, co też nie jest normalną praktyką muzeów tej rangi co stołeczne Muzeum Narodowe.
Kolejne działania udowadniały narastający chaos, z czego dobrze można było sobie zdać sprawę, uczestnicząc choćby w następujących po sobie ekspresowo konferencjach prasowych, podczas których za każdym razem na planie pierwszym dyrektor Miziołek sytuował siebie.