Michał Szułdrzyński: Samotna Agnieszka Holland pod kancelarią premiera Tuska

„Mury” Jacka Kaczmarskiego. Ta piosenka kołatała mi się w głowie, gdy oglądałem protesty sprzed Kancelarii Premiera. We wtorek było tam raptem parę osób. Wśród nich wybitna polska artystka Agnieszka Holland.

Publikacja: 23.10.2024 12:36

Agnieszka Holland

Agnieszka Holland

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Rok temu, w szczycie kampanii wyborczej, sympatycy ówczesnej opozycji robili z reżyser prawdziwą gwiazdę. Międzynarodowe nagrody dla „Zielonej granicy” przez wielu traktowane były w kategoriach politycznych. Czy film obudzi Polaków? Czy sprawi, że naród obróci się przeciwko dyktaturze, która zarządziła, że migranci mają zamarzać w przygranicznych bagnach?

Czytaj więcej

Agnieszka Holland: Rasistowskie emocje zostały rozbudzone przez władzę, na którą głosowałam

PiS oddał władzę, a wtedy nowy premier i jego ministrowie zrozumieli, że na granicy polsko-białoruskiej nie ma żartów

Mało kto traktował „Zieloną granicę” jako dzieło pytające o koszty naszego bezpieczeństwa, skutki uboczne tego, że mundurowi dostali rozkazy zatrzymania napływu nielegalnych migrantów. I nie chodziło nawet o fakty, nie o to, czy ktoś rzeczywiście się przez granicę przemknie, ale o złudne poczucie bezpieczeństwa. Pamiętam jednego z urzędników ówczesnej władzy, który mnie przekonywał, że państwo nie może pokazać słabości (pomagać uchodźcom), bo zaraz na granicy będzie sto razy więcej osób. Uważano, że lepiej wysłać w świat sygnał, że tu nielegalni migranci mają małe szanse na przejście granicy żywcem. Paradoksalnie więc film Agnieszki Holland, odmalowując w przerysowany sposób okrucieństwo polskich pograniczników, spełnił swoją odstraszającą rolę. Gdy dostał nagrody, w świat poszła informacja, że pas między Polską a Białorusią to nie miejsce na spacer dla rodzin z dziećmi.

Wbrew marzycielskim teoriom ówczesnego posła z klubu partii Donalda Tuska Franka Sterczewskiego czy europosłanki Janiny Ochojskiej to hybrydowa wojna, którą wypowiedzieli nam dyktatorzy z Moskwy i Mińska.

Ówczesna władza jednak nie była Agnieszce Holland wdzięczna. Przeciwnie, potraktowała jej film dosłownie. Zamiast zrozumieć, że artystka paradoksalnie przysłużyła się polskiej racji stanu, atakowali ją za rzekome szarganie polskiego munduru i występowanie przeciwko Polsce. Ale po wyborach PiS musiał władzę oddać, a nowy premier i jego ministrowie zrozumieli, że na granicy nie ma żartów. Wbrew marzycielskim teoriom ówczesnego posła z klubu partii Donalda Tuska Franka Sterczewskiego czy europosłanki Janiny Ochojskiej to hybrydowa wojna, którą wypowiedzieli nam dyktatorzy z Moskwy i Mińska.

Czytaj więcej

Marcin Giełzak: „Zielona granica” - część prawdy, którą warto zobaczyć

Co zarzucali Agnieszce Holland zwolennicy PiS-u i czego z jej filmu nie zrozumieli zwolennicy rządu Donalda Tuska

I właśnie, gdy w związku z wydarzeniami na granicy Donald Tusk ogłasza politykę zero tolerancji dla nielegalnych migrantów, zawieszenie prawa do występowania o azyl przez osoby, które siłą szturmują polską granicę, Agnieszka Holland znów idzie protestować i mówi, że czuje się oszukana, że troska o konstytucję i prawa człowieka „to były tylko pozory”. A prawica znów nic nie rozumie. Gdy „Zielona granica” została nagrodzona w Gdyni, słyszeliśmy, że to antypolska robota. Jak zwykle nie zrozumieli, że rolą artysty nie jest wpieranie tego czy innego rządu, ale uwieranie.

Teraz z kolei sympatycy obecnej władzy mają nietęgie miny. Nie zrozumieli słów Holland wypowiedzianych w Wenecji, że jej film to nie atak na ten czy inny rząd, ale akt oskarżenia wobec Europy, która nie radzi sobie z migracją i czyni z niej straszak na obywateli, do wzmacniania władzy. Przeciwnicy PiS usłyszeli wtedy, co chcieli, a nie to, co Holland naprawdę powiedziała. Dlatego teraz reżyser poszła pod Kancelarię Premiera Tuska, by wypowiadać się w imię praw człowieka. Uważa, że aby dbać o bezpieczeństwo, nie trzeba dopuszczać 200 km od Warszawy do scen, które z humanitaryzmem nie mają nic wspólnego. Ale dziś przeciwnicy PiS nie potrzebują głosu Agnieszki Holland. PiS odmawiał reżyserce patriotyzmu, porównywał jej film do nazistowskiej propagandy. Przeciwnicy PiS wolą dyskretnie milczeć. Obie strony zapominają, że rolą artysty nie jest wspieranie ani obalanie władzy, tylko budzenie sumień, psucie dobrego samopoczucia. Więc dziś Holland stoi opuszczona w Alejach Ujazdowskich. Jak samotny „śpiewak” z „Murów”.

Czytaj więcej

Agnieszka Holland: PiS wychował młodzież przeciwko sobie

Rok temu, w szczycie kampanii wyborczej, sympatycy ówczesnej opozycji robili z reżyser prawdziwą gwiazdę. Międzynarodowe nagrody dla „Zielonej granicy” przez wielu traktowane były w kategoriach politycznych. Czy film obudzi Polaków? Czy sprawi, że naród obróci się przeciwko dyktaturze, która zarządziła, że migranci mają zamarzać w przygranicznych bagnach?

PiS oddał władzę, a wtedy nowy premier i jego ministrowie zrozumieli, że na granicy polsko-białoruskiej nie ma żartów

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Krótkie Formy
Wina Mazurka: Kamień gładzony
Cykl Partnerski
Miasta w dobie zmiany klimatu
Krótkie Formy
Jan Maciejewski: Źródło jedynej nadziei