Jastrzębie-Zdrój w żałobie

Przed katastrofą w Boryni przeprowadzono kontrolę bezpieczeństwa metanowego – dowiedziała się „Rz”. Nie znaleziono nieprawidłowości

Publikacja: 06.06.2008 06:50

Kontrolę przeprowadzał rutynowo Wyższy Urząd Górniczy 29 i 30 maja na poziomie 838 metrów pod ziemią, dokładnie w tym miejscu, w którym w środę o godz. 23.38 wybuchł metan. Czterech górników zabiły ogień, wysoka temperatura i podmuch, wywołane wybuchem.

Kopalnia Borynia w Jastrzębiu-Zdroju uznawana jest za wzorcową, jeśli chodzi o profilaktykę przeciwmetanową. – Do tego wypadku w tym miejscu nie miało prawa dojść – twierdzi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy Borynia.

28 górników Boryni i czterech pracowników prywatnej firmy – Zakładu Odmetanowania Kopalń – na nocnej zmianie nie wydobywało węgla: konserwowali zepsuty przenośnik taśmowy, którym transportuje się węgiel. W pobliżu nie pracował więc kombajn, nie używano dynamitu, by rozsadzać ścianę.

Wybuch nastąpił w ciągu sekundy, około trzech kilometrów od szybu. Wstępna ekspertyza zakłada, że powodem mógł być niewielki pożar spowodowany samozapłonem węgla. Władze Jastrzębskiej Spółki Węglowej zapewniają, że żaden z czujników, które mierzą poziom metanu (ma je każdy górnik, są też zamontowane w ścianach), nie sygnalizował niebezpieczeństwa.

Czy uda się tę wersję potwierdzić? Wybuch uszkodził dwa ścianowe metanometry. – Metanomierze ani przed wybuchem, ani tuż po nim nie wskazywały niebezpiecznego stężenia gazu, po wybuchu większe było tylko stężenie tlenku węgla – podkreśla Jabłońska-Bajer.

W kopalni Halemba, w której w listopadzie 2006 r. zginęło 23 górników, również w wyniku zapalenia się i wybuchu metanu, nadzór górniczy bagatelizował przekroczenia stężenia metanu, co okazało się praktyką nagminną w śląskich kopalniach. Powodem jest zysk. Wycofywanie górników z zagrożonego rejonu to strata finansowa dla kopalni.

Rozmiar tragedii mógł być porównywalny jak w Halembie. Jednak 14 górnikom udało się założyć aparaty ucieczkowe i schować w pobliskiej wnęce w bocznej ścianie. Czekali na ratowników górniczych.

– Być może ci, którzy zdążyli, stali dalej i do nich sam wybuch nie dotarł, a po nim zdążyli założyć aparaty, albo wcześniej, w ułamku sekundy, zauważyli iskrę w ścianie – zastanawia się Wacław Czerkawski, wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce.

Jeden z rannych powiedział, że nie pamięta, czy założył aparat, bo wszystko działo się bardzo szybko. Jest jednak pewien, że iskra poszła ze ściany, bo z tamtej strony pojawił się ogień (wybuch metanu trwa kilka sekund, najpierw pojawia się iskra, potem kilkunastometrowy, w zależności od siły, słup ognia, potem metan się spala i gaśnie).

Od wybuchu metanu zginęło dwóch górników bezpośrednio przy ścianie, a na dwóch pozostałych zawalił się sprzęt. Eksperci podejrzewają, że metan prawdopodobnie zgromadził się w tzw. zrobach, czyli miejscach po eksploatacji węgla. Nie wykluczają, że iskra mogła pochodzić z zapalonego papierosa któregoś z górników.

Wczoraj przed kopalnią gromadzili się ludzie, zapalali znicze. Pamiętają tragedię sprzed sześciu lat, kiedy w sąsiedniej kopalni Jas-Mos zginęło dziesięciu górników. – Trzeba żyć dalej i pracować też trzeba – stwierdził ze smutkiem pan Jerzy, górnik Boryni z 15-letnim stażem.Wiesław Trajdos, doświadczony górnik, który pracował w tym rejonie i pomagał ratować kolegów, płakał. – To był przerażający widok – mówił o tym, co zobaczył po wybuchu. – Wszystko spalone, czarne. Nie da się tego opowiedzieć. Górnicy, którzy uciekli, byli w szoku. Nie słyszeli, co się do nich mówi.

838 metrów na takiej głębokości wydarzyła się katastrofa. Tam też kontrolę przeprowadzał Wyższy Urząd Górniczy

W Jastrzębiu-Zdroju ogłoszono trzydniową żałobę. Wczoraj najciężej poparzeni górnicy przechodzili terapię w komorze hiperbarycznej w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach. Są przytomni. – Robimy wszystko, by ich uratować – zapewnia Mariusz Nowak, dyrektor Centrum.

– Rozmawiałem z rannymi. Mówili, że wybuch przyszedł nagle, nie wiadomo skąd – opowiada Jarosław Zagórowski, prezes JSW. Komisja powołana przez Wyższy Urząd Górniczy, która wyjaśni przyczyny tragedii, ma się zebrać w poniedziałek. Śledztwo w sprawie katastrofy wszczęła gliwicka prokuratura, która badała nieprawidłowości w Halembie.

W 2007 r. w polskich kopalniach zginęły 24 osoby, z czego 15 w górnictwie węgla kamiennego. Wypadek w Boryni był kolejnym w tym roku, którego przyczyną był metan. 13 stycznia w wyniku jego wybuchu w kopalni Mysłowice-Wesoła zginął jeden górnik. Drugi po kilku dniach zmarł w szpitalu. – W tym roku w górnictwie zginęło 11 osób, z których osiem w kopalniach węgla kamiennego – mówi Edyta Tomaszewska, rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego. Kopalnia Borynia, działająca od 1971 r. w Jastrzębiu-Zdroju, zatrudniająca ok. 3,5 tys. ludzi, ma trzeci z czterech stopni zagrożenia metanowego. To pierwsza taka katastrofa w Boryni, choć nie pierwszy wypadek śmiertelny. W 2002 r. w wyniku rozszczelnienia rurociągu w szybie wydobywczym zginął tam górnik, inny został ranny.

Andrzej Giziński, 45-letni górnik z kopalni Borynia, zostawił żonę i troje dzieci, a jego kolega, 35-letni Grzegorz Fuchs – dwoje dzieci. Z Zakładu Odmetanowania Kopalń zginęli 22-letni bezdzietny kawaler Krzysztof Antończyk i 50-letni Andrzej Mączyński, który osierocił dwoje dzieci. Pomoc dla rodzin ofiar zapowiedział Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej: – Zostaliśmy zobligowani przez wicepremiera Waldemara Pawlaka, który odwiedził górników w szpitalu, do analizy sytuacji rodzin i jeśli będzie taka potrzeba, spółka, miasto i rząd udzielą pomocy – zapowiedział.

Po tragedii w Halembie premier Jarosław Kaczyński obiecał renty specjalne dla wdów górników, którzy zginęli w kopalniach w ostatnich 25 latach. Najbiedniejsze rodziny co miesiąc otrzymują od 600 do 1,2 tys. zł brutto.

Kontrolę przeprowadzał rutynowo Wyższy Urząd Górniczy 29 i 30 maja na poziomie 838 metrów pod ziemią, dokładnie w tym miejscu, w którym w środę o godz. 23.38 wybuchł metan. Czterech górników zabiły ogień, wysoka temperatura i podmuch, wywołane wybuchem.

Kopalnia Borynia w Jastrzębiu-Zdroju uznawana jest za wzorcową, jeśli chodzi o profilaktykę przeciwmetanową. – Do tego wypadku w tym miejscu nie miało prawa dojść – twierdzi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy Borynia.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne