W czasach narastającego konfliktu między dwoma najważniejszymi partnerami zagranicznymi Polski ten gest miał znaczenie szczególne. We wtorek szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas wybrał Warszawą na jedną z pierwszych stolic w Unii, które odwiedził po zniesieniu blokady z powodu pandemii i otwarciu granic w strefie Schengen. Paryż poczeka do piątku.
– Zgodziliśmy się, że amerykańska obecność wojskowa jest podstawą bezpieczeństwa Europy – powiedział po rozmowach z Maasem szef MSZ Jacek Czaputowicz.
Kilkanaście godzin wcześniej Donald Trump potwierdził doniesienia sprzed tygodnia „Wall Street Journal” o planach redukcji amerykańskiego kontyngentu wojskowego. Ale też otworzył drogę do porozumienia w tej sprawie. Bo choć nazwał Niemcy krajem „przestępczym”, który „jest winien NATO miliardy”, to dał do zrozumienia, że ewentualna decyzja Berlina o zwiększeniu wydatków na obronę z 1,36 proc. do 2 proc. PKB pomogłaby rozładować spór. Taki sam efekt miałaby też renegocjacja umów handlowych między UE i USA.
– Ranią nas i w NATO, i w handlu – powiedział Trump. W 2019 r. deficyt w handlu przez Atlantyk na korzyść Unii osiągnął 153 mld euro. Jeszcze w 2009 r. wynosił 48 mld euro.
Ale Trump wrócił też do projektu Nord Stream 2. – Niemcy płacą Rosji miliardy za energię, a my bronimy ich przed Rosją. Czy to ma sens? Nie ma – oświadczył.