– Sąd nie zamierza wyznaczać przy okazji tego procesu żadnych granic dla wolności wypowiedzi, wolności artystycznej, religijnej czy krytyki religii – uzasadniał wyrok sędzia Krzysztof Więckowski.
Sprawa dotyczyła koncertu z 2007 r., podczas którego Adam „Nergal" Darski podarł Biblię, nazywając ją „księgą kłamstw", a Kościół katolicki „największą zbrodniczą sektą". Prokuratura oskarżyła muzyka o znieważenie uczuć religijnych po doniesieniu kilku posłów PiS i Ryszarda Nowaka, szefa Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami. Obejrzeli relację z koncertu w Internecie.
Sąd ocenił, że zachowanie Nergala było „swoistą formą sztuki", zgodną z „metalową poetyką grupy Behemoth" oraz kierowaną do „określonej i hermetycznej publiczności". Podkreślił też, że podczas koncertu był zakaz jego rejestracji i upubliczniania. Zdaniem sądu można rozważać, czy zachowanie Nergala nie było jedynie krytyką Kościoła katolickiego jako instytucji, a nie samym atakowaniem wiary chrześcijańskiej.
Według Tomasza Terlikowskiego, redaktora naczelnego portalu Fronda.pl, wyrok pokazuje, że ochrona uczuć religijnych w polskim prawie nie wystarcza. – Politycy, którzy szanują religię, powinni dążyć do tego, by prawo karało profanację symboli religijnych, także świętych ksiąg – mówi.
Inaczej ocenia wyrok Piotr Szumlewicz, autor „Niezbędnika ateisty". – To dobrze, że w tej sprawie okazało się, że można krytykować religię katolicką, która jest religią dominującą, a Kościół katolicki – formą władzy – mówi.