Jeśli nie zmienimy zasad wyliczania rent, może się okazać, że w przyszłości będą one wyższe od emerytur. A to będzie oznaczało, że działania, które rząd podjął, by odciążyć budżet w wydatkach na emerytury, takie jak np. wydłużenie wieku emerytalnego, okażą się nieskuteczne. Bo to, co państwo na nich zaoszczędzi, wyda na renty.
Mogłoby to też zaprzepaścić lata ograniczania patologii związanych z przyznawaniem uprawnień do renty.
– W ostatnich kilku latach udało nam się drastycznie zmniejszyć liczbę osób, które pobierają to świadczenie z tytułu niezdolności do pracy. Dziś w Polsce jest proporcjonalnie tylu rencistów, co w innych krajach Unii Europejskiej – mówi Jeremi Mordasewicz, członek rady nadzorczej ZUS, i przypomina, że 20 lat temu było ich u nas trzy razy więcej, niż wynosiła wówczas średnia dla Unii.
Z danych ZUS wynika, że obecnie rentę pobiera 1,15 mln osób. W 2003 r. robiło to przeszło 2,2 mln, bo dla wielu była to szansa na zapewnienie sobie stałego i pewnego dochodu w czasach rosnącego bezrobocia.
– Była ogromna presja na lekarzy, żeby pomogli „załatwić" świadczenie. Najwięcej rencistów mieszkało w powiatach o najwyższej stopie bezrobocia – wspomina Mordasewicz.