Czy mamy kolejną zimną wojnę pomiędzy Polską a Izraelem? Tym razem osią jest spór o nowelizację kodeksu postępowania administracyjnego.
Uważam, że parlament był w prawie, podejmując uchwałę, która oparta była na wyroku Trybunału Konstytucyjnego, któremu przewodniczył prof. Rzepliński. Ta zmiana nie jest „pisowskim" wymysłem. Z punktu widzenia prawa decyzja jest uzasadniona. Natomiast redukowanie tego tematu do problemu Holokaustu jest nieporozumieniem. Władze izraelskie, ambasada Izraela oraz ambasada amerykańska przesadziły, bo sprawa dotyczy głównie, chociaż nie tylko, uregulowania kwestii tzw. dzikiej prywatyzacji w Warszawie. W tle istnieje konflikt pomiędzy prawem nabytym a prawem własności sprzed 80 lat.
Problem nie sprowadza się do tego, że Izrael „nadużywa" argumentu Holokaustu, (osobiście uważam wręcz, że użyty jest on na granicy nieetycznych działań), ale na kompletnej klęsce polskiej dyplomacji. Nie rozumiem, i nie mogę tego zaakceptować, że polski MSZ nie przygotował się do sytuacji, która potencjalnie była konfliktowa. Nie podjął prób rozmów z partnerami z Izraela i Ameryki, aby wytłumaczyć, na czym polega zmiana prawa. Tutaj nie ma miejsca na konflikt.
Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński przypomina, że każde państwo ma prawo przyjmować swoje prawo w sposób suwerenny.
Jego punkt widzenia jest niemądry. Moim zdaniem on nie rozumie tego, że polscy obywatele, których ta nowelizacja dotyczy, są rozsiani po całym świecie i często mają podwójne obywatelstwo. Interesy ekonomiczne mogą mieć w Polsce też podmioty zewnętrzne. To kolejny dowód, że polskiej dyplomacji nie ma, de facto nie funkcjonuje i nie przygotowała się do tej sytuacji. Uważam, że ostra krytyka Polski jest niesprawiedliwa, bo wynika z nieznajomości faktów, ale zasłużona. Jest tak, bo ludziom się nie tłumaczy co dzieje się w Polsce.