W kwietniu opisaliśmy w „Rzeczpospolitej" sprawę z Wolsztyna, gdzie mężczyźni podający się za agentów CBA nachodzili wielkopolskiego biznesmena Sebastiana Sz. Sugerowano mu, że wplątał się w aferę, za którą może na wiele lat trafić do więzienia. Jednak w zamian za „ujawnienie pewnych informacji" może się z tego wyplatać.
W sprawie podszywania się pod funkcjonariusza publicznego wydział ds. wojskowych poznańskiej prokuratury wszczął postępowanie, ale je umorzył, ustalając, że jeden z mężczyzn faktycznie był agentem CBA. Prokuratura nie zbadała jednak, jaką rolę grały wszystkie osoby, tj. Robert K. oraz Włodzimierz G., a także szwagier Sebastiana Sz. – Jacek P.
Śledczy nie wzięli pod uwagę możliwości przekroczenia uprawnień bądź niedopełnienia obowiązków funkcjonariusza CBA. To wytknął prokuraturze Sąd Rejonowy w Wolsztynie, gdzie odwołał się Sebastian Sz.
Po tej decyzji sądu i naszym artykule poznańska prokuratura wznowiła umorzone postępowanie. Akta trafiły do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, bo prowadziła ona już sprawę powiązaną z tą z Wolsztyna. – Obie dotyczyły przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy CBA w Lublinie – mówi prokurator Michał Dziekański z warszawskiej prokuratury. Śledztwo pokazało, że jeden z agentów lubelskiej delegatury CBA miał przekazywać tajemnice służbowe nieuprawnionym osobom, których dane udało się prokuraturze ustalić. Prawdopodobnie te informacje mogły służyć za pretekst do nieformalnych kontaktów.
Przypomnijmy, że z nagrań ze spotkania Sebastiana Sz. z rzekomymi agentami CBA w towarzystwie jego szwagra Jacka P., jedna z osób przedstawiona jest jako „nasz kolega z delegatury lubelskiej". Prokuratura nie potwierdza, że to ta sama osoba, ale agent ten pożegnał się już ze służbą: „Funkcjonariusz z lubelskiej delegatury CBA nie pełni służby w CBA od stycznia 2017 roku" – informuje Wydział Komunikacji Społecznej CBA.