Kolejny mistrz zjednywania sympatii to Tadeusz Truskolaski z PO, prezydent Białegostoku. Rządził miastem zaledwie przez jedną kadencję, ale zdobył wielu fanów, mimo że Białostocczyzna to bastion PiS. Ten 52-letni nauczyciel akademicki, z wykształcenia ekonomista, zmienił oblicze Białegostoku. Stolica Podlasia, przez lata kojarząca się głównie z dziurami w jezdniach, w tegorocznym badaniu Euroba- rometru na miasto, w którym najlepiej się żyje i pracuje, zajęła pierwsze miejsce spośród 75 europejskich miejscowości.
– Za poprzednich prezydentów panowała stagnacja – tłumaczy politolog Elżbieta Kużelewska z Uniwersytetu w Białymstoku. – Na ich tle dokonania Truskolaskiego prezentują się wręcz olśniewająco.
Jego rządy zbiegły się z możliwością pozyskiwania środków unijnych, które tak odmieniły miasto. – Białystok jest na czele we wszystkich rankingach dotyczących wykorzystania środków unijnych, a przecież nie wszystkim prezydentom tak dobrze poszło – podkreśla politolog.
Za pierwszej kadencji Truskolaskiego miasto postawiło na remont ulic i budowę obwodnicy, powstało centrum kulturalne, rozpoczęto rekonstrukcję ogrodów francuskich otaczających pałac Branickich.
Według Kużelewskiej popularność Truskolaskiego nie bierze się tylko ze sprawnego gospodarowania: – Sprawuje ten urząd z taktem i wykazuje się poprawnością polityczną, na wiceprezydenta wziął przedstawiciela społeczności prawosławnej, która u nas jest bardzo silna.
Jednym z pomysłów Truskolaskiego było postawienie na Plantach pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej. Spotkało się to z krytyką zarówno ze strony PO, jak i PiS. Radni Platformy grzmieli, że prezydentowi chodzi o zdobycie głosów Prawa i Sprawiedliwości, a radni PiS uznali, że miejsce zaproponowane przez prezydenta jest za mało godne. W efekcie Truskolaski wycofał się z pomysłu zbudowania pomnika, choć nadal upiera się przy jakiejś formie upamiętnienia ofiar katastrofy. – Przyjdzie 10 kwietnia 2011 r., później 10 kwietnia 2012 i kolejne. I gdzie pójdziemy wtedy postawić znicze? Gdzie pójdziemy złożyć kwiaty? – pytał na łamach lokalnej „Gazety Wyborczej”.