Błąd sprzed ćwierć wieku

Presja więźniów i obietnice polityków przesądziły w 1989 r. o amnestii, z której skorzystał „szatan z Piotrkowa".

Aktualizacja: 27.01.2014 09:31 Publikacja: 27.01.2014 01:11

„Na amnestię zasługuje tylko ten sprawca, który wykaże się właściwą postawą wobec wartości społecznych" – taka idea, jak czytamy w uzasadnieniu poselskiego projektu Ustawy o amnestii z 1989 r., przyświecała jego autorom. Jednak w kontekście kończącego właśnie karę za poczwórne zabójstwo Mariusza Trynkiewicza trudno dziś uznać, że została spełniona. Trynkiewicz, który 11 lutego ma wyjść z więzienia, wolność zawdzięcza posłom, którym ćwierć wieku temu zabrakło wyobraźni, a później woli, by skutecznie temu zapobiec.

– Ten odrażający morderca na skutek zbiegu okoliczności nie zawisł na szubienicy ani nie ma dożywocia. Zamiana kary śmierci na 25 lat więzienia była błędem – bije się w piersi poseł  Stefan Niesiołowski.

Państwo zbyt surowe

„Rz" dotarła do archiwalnych dokumentów ukazujących, jak tworzono ustawę. Uchwalono ją w  gorącym politycznie okresie – władza PRL chciała pokazać, że nie jest już reżimowa, ale demokratyczna, a pierwszy kontraktowy Sejm, że faktycznie może wpłynąć na losy kraju.

Projekt liczył  trzy strony. W sierpniu 1989 r. skierowała go do marszałka Sejmu PRL Mikołaja Kozakiewicza grupa 24 posłów – późniejszej Unii Demokratycznej (m.in. Barbara Labuda, Józefa Hennelowa, Jerzy Osiatyński, Jacek Kuroń i Jan Rokita wyznaczony do reprezentowania posłów w pracach) oraz OKP (m.in. Janusz Steinhoff, późniejszy wicepremier i Andrzej Kern – wicemarszałek Sejmu).

Projekt przewiduje całkowitą amnestię za przestępstwa skarbowe i skazanych do 2 lat więzienia. Łagodzi też kary za najcięższe przestępstwa, w tym zbrodnie – o połowę m.in. za zabójstwa wobec skazanych na 10 i 15 lat więzienia (potem w efekcie uzgodnień m.in. z Senatem i ministrem sprawiedliwości Aleksandrem Bentkowskim te progi złagodzenia kary zostaną podniesione – do 1/4 za zabójstwo i 1/3 dla skazanych na 10 i 15 lat). W projekcie ani w autopoprawce kluczowy artykuł 7. mówiący,  że „kara śmierci zostaje zamieniona na karę 25 lat pozbawienia wolności", nie zmienia się. Nikt nie szuka innego rozwiązania.

Tymczasem w kraju jest głośno o chłopcach, których zabił Trynkiewicz. Telewizja pokazuje wizję lokalną, o procesie trąbią media. Dwa tygodnie przed finałem prac nad projektem sąd skazuje go na cztery kary śmierci.

Nikt z posłów nie alarmuje, że odrażający zabójca powinien siedzieć do końca życia. Nie proponuje, by najpierw wprowadzić dożywocie, potem amnestię. – Wydawało się, że 25 lat to wystarczająco długo – mówi Niesiołowski.

Po co w ogóle chciano tak szerokiej amnestii, w tym dla recydywistów?

Uznano, że polityka karna w PRL „była zbyt surowa" – czytamy w uzasadnieniu projektu. W PRL władza propagandowo sięgała po amnestię, ale dla drobnych przestępców. Posłowie wskazywali, że od 1956 r. nie było natomiast amnestii, która obejmowałaby osoby skazane na długoterminowe kary pozbawienia wolności lub kary śmierci. Kluczowe jest zdanie:  „Inicjatorzy mają świadomość, że amnestia obejmie sprawców najcięższych przestępstw, w tym skazanych na karę śmierci". Posłowie jednocześnie przyznają, że „nie byłoby słuszne objąć amnestią osób wielokrotnie już powracających na drogę przestępstwa". Trynkiewicz jest takim przestępcą. Zanim sąd skazał go za zabójstwa, dwukrotnie był karany za molestowanie i napaść na chłopców.

Bunt więźniów

Autorzy ustawy wyłączyli spod amnestii sprawców tylko trzech przestępstw: gwałtu zbiorowego, rozboju i  kierowców, którzy pijani spowodowali śmiertelny wypadek. Ani słowa o wielokrotnych mordercach. Poprawki nie wprowadza Senat (projekt opiniowali w nim Leszek Piotrowski, później wiceminister sprawiedliwości, i Lech Kozioł, adwokat). Zastrzeżeń nie wnosi minister sprawiedliwości Aleksander Bentkowski.

– Uważałem, że ta amnestia jest za bardzo liberalna. Był dylemat, czy zostawić karę śmierci dla najbardziej drastycznych przypadków, wprowadzić  dożywocie, czy też utrzymać te dwie kary równolegle. Wybrano najszybsze rozwiązanie – mówi „Rz" Bentkowski. – Wiedzieliśmy, że do sprawy trzeba wrócić i w drastycznych przypadkach zastosować najsurowsze kary. Ale zmienił się rząd i z planów nic nie wyszło.

Amnestię, która zafundowała mordercom lepszy los, uchwalono w gorącym okresie. Gdy minister Bentkowski nie zgodził się, by objęła recydywistów, czego też chcieli posłowie, w więzieniach wybuchły bunty. Najostrzejszy – w Czarnem.

– Twierdziłem, że na objęcie amnestią recydywistów nigdy się nie zgodzę. Mój sprzeciw dostał się do prasy i wywołał rewoltę w więzieniach. Na wprowadzenie 25 lat jako kary zamiennej musiałem się zgodzić. To był kompromis – mówi Aleksander Bentkowski. Dodaje, że posłowie chcieli amnestią uspokoić nastroje.

W październiku 1989 r. zespół legislatorów spotkał się z dyrektorami więzień, którzy wyrazili opinię, że „w zakładach karnych oczekiwana jest szeroka amnestia i jej szybkie przeprowadzenie jest warunkiem koniecznym dla uspokojenia obecnej sytuacji". Autorzy projektu tłumaczą: „Zdecydowano zatem zrezygnować z wyłączenia niektórych grup sprawców spod działania ustawy". W efekcie sprawców gwałtu zbiorowego, rozboju i  pijanych kierowców też objęła amnestia.

Zajęci innymi sprawami

7 grudnia 1989 r. w jeden dzień ustawę uchwalono.

Jan Rokita pytany przez „Rz" o amnestię  i skorzystanie z niej Trynkiewicza, odpowiedział wymijająco. Kazał sprawdzić, od kiedy obowiązywało moratorium na wykonywanie kary śmierci, kiedy do kodeksu karnego weszła kara dożywocia, i zestawić te daty, by dojść do „prostych wniosków w sprawie związku pomiędzy amnestią 1989 roku a zastąpieniem orzeczonych kar śmierci karami 25 lat więzienia".

Stefan Niesiołowski dziś widzi wady: – Polska stała się dziwolągiem, który przez pewien czas nie miał ani kary śmierci, ani dożywocia. Zabrakło wyobraźni. Byliśmy zajęci innymi sprawami – mówi.

Dr Paweł Moczydłowski, były szef więziennictwa, ocenia: – Ucieczka od komunizmu do demokracji i pośpiech sprawiły, że posłowie nie przewidzieli zagrożeń. Niektórzy uważali, że kara 25 lat wystarczy – mówi. – Najpierw trzeba było wpisać do kodeksu dożywocie, później myśleć o amnestii. Nie należało ulegać naciskom więźniów i stwarzać wrażenia, że wywalczyli sobie niższe kary.

Błąd sprzed lat dzisiaj się mści. Dopiero w tym miesiącu weszła ustawa o bezterminowym izolowaniu niebezpiecznych przestępców, mająca zapobiec ich wychodzeniu z więzień. Na tyle późno, że Trynkiewicz może odzyskać wolność.

„Na amnestię zasługuje tylko ten sprawca, który wykaże się właściwą postawą wobec wartości społecznych" – taka idea, jak czytamy w uzasadnieniu poselskiego projektu Ustawy o amnestii z 1989 r., przyświecała jego autorom. Jednak w kontekście kończącego właśnie karę za poczwórne zabójstwo Mariusza Trynkiewicza trudno dziś uznać, że została spełniona. Trynkiewicz, który 11 lutego ma wyjść z więzienia, wolność zawdzięcza posłom, którym ćwierć wieku temu zabrakło wyobraźni, a później woli, by skutecznie temu zapobiec.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne