Policja wygrywa z porywaczami

Choć liczba uprowadzeń ostatnio spadła dziesięciokrotnie, KGP uruchamia specjalne centrum do walki z nimi.

Aktualizacja: 01.12.2014 07:51 Publikacja: 01.12.2014 01:00

Policja wygrywa z porywaczami

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

Są bezwzględni, brutalni i dobrze zorganizowani. Typują zamożną ofiarę, obserwują i w wybranym momencie atakują. By skuteczniej walczyć z porywaczami, w policji za kilka miesięcy powstanie centrum ds. uprowadzeń.

– Głównym zadaniem nowej komórki będzie angażowanie się w najtrudniejsze sprawy uprowadzeń i pomoc funkcjonariuszom w terenie. Centrum będzie prowadzić bazy danych, analizy dotyczące porwań i zbierać informacje pomocne w ich wykrywaniu – mówi „Rzeczpospolitej" Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSW

Chociaż skala uprowadzeń dla okupu jest obecnie nieporównanie mniejsza niż przed laty, to przestępcy wciąż próbują ryzykownego zajęcia.

222 ofiary

Uprowadzenia to wciąż najtrudniejsze do rozwiązania sprawy. Z danych Komendy Głównej Policji, do jakich dotarła „Rzeczpospolita", wynika, że od 1999 do dziś w kraju zostały porwane w sumie 222 osoby. Większość odzyskała wolność, ale 21 nie wróciło do domów. Część została zamordowana, los kilkunastu jest nieznany.

Najwięcej porwań było w latach 2000–2004. Rekordowy był 2001 r. z 32 ofiarami (czterech nie udało się uwolnić).

Za większością zdarzeń z tamtych lat – jak twierdzą śledczy – stał gang obcinaczy palców, który na okupach zrobił fortunę – nawet 7 mln zł. Nazwa wzięła się od brutalnej praktyki: rodzinom sprawcy wysyłali obcięte palce porwanych. Z ok. 20 uprowadzeń w kilku przypadkach ofiary zabito. Ofiarą „obcinaczy" miał być Mariusz M. z Piaseczna, który zginął, chociaż rodzina wpłaciła okup. Tragicznie skończył też Harish H., hinduski biznesmen, którego porywacze wzięli za jego zamożnego szefa i zażądali 2 mln euro okupu. Jego ciała nie znaleziono do dzisiaj. Tak jak Eweliny B., córki potentata mięsnego, którą przed uczelnią kilku mężczyzn wciągnęło do furgonetki. Nie podjęli okupu, chociaż rodzina woziła gotówkę we wskazane miejsca.

„Obcinacze" perfekcyjnie zacierali ślady i przez lata byli nieuchwytni. – W grupie był ścisły podział ról, kilkanaście samochodów tylko do przestępstw i zasada jeden telefon na jedną akcję – mówi jeden z policjantów.

Dopiero teraz śledczy przełamują zmowę milczenia – niedawno kilka osób z gangu, w tym Wojciech S. ps. Wojtas, usłyszało zarzuty, m.in. porwania Harisha H.

Sporo śmiałków

W zeszłym roku jedna osoba na siedem uprowadzonych nie wróciła do domu. W tym dobrze skończyło się każde z trzech porwań. Zwolennicy takiego zarobku wciąż jednak próbują. – To największego kalibru przestępczość kryminalna. Zawsze, kiedy mamy informację o uprowadzeniu dla okupu, komendant główny powołuje specjalną grupę funkcjonariuszy do rozwiązania sprawy – mówi „Rzeczpospolitej" Katarzyna Balcer z KGP. – Liczy się każda minuta. Może trudno uwierzyć, ale w jedną sprawę jest angażowanych w sumie ok. 300 policjantów z różnych jednostek.

Pomysłowość porywaczy jest ogromna. Mężczyźni planujący uprowadzenie dwóch synów zamożnych biznesmenów z Podhala (planowali zażądać w sumie 4 mln zł) szykowali się kilka miesięcy. Ofiary chcieli na ulicy odurzyć eterem, potem ukryć. Przeszkodzili im funkcjonariusze CBŚ, którzy wiosną tego roku zatrzymali niedoszłych sprawców. W tym roku było sześć przypadków podobnych przygotowań, które udaremniła policja.

Małopolska, w której mieszka sporo majętnych biznesmenów, to region, gdzie głośnych uprowadzeń było więcej.

Jesienią 2013 r. w Krakowie przestępcy w kominiarkach podszyli się pod policjantów i zabrali z domu 60-letnią kobietę pod pretekstem zawiezienia na przesłuchanie. Zażądali 1,5 mln euro, zadowolili się 280 tys. zł. Ofiarę odbili prawdziwi funkcjonariusze.

Jak twierdzą śledczy, ta kategoria przestępców jest wyjątkowo zuchwała. Na przykład 16-letnią córkę biznesmena z Małopolski sprawcy wciągnęli do samochodu na przystanku tramwajowym. Wypuścili za 333 tys. euro. Plan chcieli powtórzyć. Sprawcy zostali już skazani, ale główny organizator wpadł dopiero niedawno – w Rio de Janeiro.

Rzeczywista skala uprowadzeń jest większa – przyznają śledczy. Nie każdy przypadek jest zgłaszany. – Ofiary „obcinaczy" bywały tak przerażone, że podawały absurdalne tłumaczenia, by ukryć, co je spotkało – mówi jeden ze śledczych.

Po tragicznym, do dziś niewyjaśnionym porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika sprawy uprowadzeń trafiają na szczebel komend wojewódzkich i prokuratur okręgowych. – Czasem po wykonaniu wszystkich czynności okazuje się, że porwanie było fikcyjne. W tym roku było sześć takich spraw – mówi Katarzyna Balcer. – Według tej samej procedury prowadzimy też przypadki pozbawienia osoby wolności. Na początku nie wiadomo, czy sprawcy po jakimś czasie nie zażądają okupu.

Centrum ds. uprowadzeń ma powstać w połowie 2015 r. w Centralnym Biurze Śledczym Policji. O potrzebie uruchomienia go mówił ponad dwa lata temu specjalny policyjno-prokuratorski zespół, który przeanalizował ok. 100 porwań z lat 2005–2010. („Rzeczpospolita" pisała o tym w 2012 r.).

Okazało się, że ofiary to głównie biznesmeni z dużych miast, a porywacze to prawie zawsze ludzie karani.

Już wtedy zapowiadano utworzenie centrum i bazy informacji o zdarzeniach, sprawcach i sposobach ich działania.

Kraj
Wydarzenia radomskie 1976 roku ponownie trafią pod lupę śledczych
Materiał Promocyjny
EFNI Wiosna w Warszawie: o polskiej prezydencji i przyszłości rynku pracy
Kraj
Rosjanie zostają w Krakowie. PKP przedłużą umowę na najem budynku konsulatu
Kraj
Raport po bełkotliwym wystąpieniu ministra. Nie alkohol, lecz silny wiatr
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Kraj
Eksperci z Google, Microsoft, Netflix i Pinterest. Lista prelegentów Infoshare 2025 już dostępna