W środę Sejm przegłosował nowelizację ustawy o Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, umożliwiając PISM tworzenie zagranicznych oddziałów. Nieoficjalnie wiadomo, że w planie jest powstanie dwóch ekspozytur – w Brukseli i Waszyngtonie. To dobry krok, by wiodący rządowy think tank mocniej wyszedł z ekspercką wiedzą poza kraj, mógł aktywniej naświetlać nasze racje w międzynarodowej debacie i służyć wsparciem polskiej administracji za granicą. Tak przecież działają podobne think tanki poważnie traktowanych na świecie państw.
Polityce zewnętrznej – szeroko pojmowanej – prowadzonej przez PiS słusznie się zarzuca, że jest prowadzona pod presją sondażowego poparcia w kraju i tak naprawdę w dużym stopniu obliczona jest na wyborcze profity, odpowiadając na potrzeby często skrajnych części elektoratu, czego dramatycznym przykładem była nowelizacja ustawy o IPN, skutkująca kryzysem w relacjach z Izraelem i USA. Dobrze by więc było, gdyby zagraniczne oddziały PISM rzeczywiście wzmocniły tę część polityki zewnętrznej, która jednak prowadzona jest na poważnie. I mowa nie tylko o dorobku eksperckim dotyczącym stosunków międzynarodowych czy nawet szerzej – polityce zagranicznej, ale też o tzw. polityce pamięci, nazywanej często „historyczną”.
Polityka pamięci
Potrzeba prowadzenia spójnej polityki pamięci coraz rzadziej jest podważana. Jeśli jednak ktoś nadal nie rozumie jej wagi, powinien zapoznać się np. z wyczerpującym opracowaniem dr. hab. Michała Łuczewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego pt. „Kapitał moralny. Polityki historyczne w późnej nowoczesności”. Zresztą nasi zachodni sąsiedzi taką politykę w bardzo profesjonalny sposób prowadzą od co najmniej pół wieku, o czym też są już poważne prace naukowe – Instytut Pileckiego przetłumaczył i wydał niedawno „Lęk przed Holocaustem. Republika Federalna Niemiec a amerykańska pamięć o Holocauście od lat 70. XX wieku”, gdzie niemiecki historyk Jacob S. Eder dokładnie opisuje, jak umiejętnie RFN wpływała na amerykańską debatę o II wojnie światowej.
Ogólnie rzecz biorąc, polski rząd zdaje się rozumieć mechanizmy rządzące współczesnymi stosunkami międzynarodowymi, a także współzależność polityki zagranicznej i polityki pamięci, która powinna być skierowana przede wszystkim na zewnątrz. Trudno nie docenić punktowych działań podejmowanych w różnych dziedzinach. Jeśli chodzi o naukę, powstał wymieniony już Instytut Pileckiego, a wcześniej Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami, dzięki którym badacze z całego świata mają dostęp do ogromnej bazy przetłumaczonych na angielski informacji źródłowych. Zresztą Instytut Pileckiego również ma już zagraniczną ekspozyturę – w poniedziałek otwarty został oddział w Berlinie.
Resort kultury dostrzega potrzebę, by kluczowe instytucje pamięci przedstawiały spójną wizję polskiej historii i odpowiadały na wyzwania międzynarodowej debaty. MSZ również jest wyczulone na te kwestie. W końcu trudno dziś sobie wyobrazić, by ambasador RP nie zaprotestował, gdy w jakimś kraju pada stwierdzenie o „polskich obozach śmierci”. Zaś jeśli chodzi o międzynarodową współpracę kulturalną, warto docenić prężnie działającą Europejską Sieć Pamięć i Solidarność, finansowaną przez różne kraje, ale której sekretariat ma siedzibę w Warszawie. Jednym zdaniem, PiS mocno stawia na wzmocnienie polskiej narracji – politycznej, historycznej i kulturowej. Trudno jednak uznać, że wszystkie te działania tworzą spójną politykę.