Tegoroczne wybory parlamentarne odbywają się w nadzwyczajnej sytuacji. Nadzwyczajność ta jest realna, a nie marketingowa, jak przekonuje część publicystów. Nie mamy do czynienia ze starciem między formacjami politycznymi, które ostro różnią się w sferze programów i wartości, ale respektują zasady demokracji konstytucyjnej, szanują sukcesy poprzedników. PiS przyjęło po 2015 r. kurs na upartyjnienie państwa w skali dotąd nieznanej. Pod pretekstem reform zdecydowano się na rozjechanie wszystkich barier instytucjonalnych, których rolą była kontrola i ograniczanie niezdrowych ambicji władzy. Stawką tych wyborów jest więc to, czy uda się wyzwolić Polskę spod władzy arbitralnej i naprawić szkody w sferze państwowej. W przeciwnym razie dojdzie do zamknięcia systemu politycznego wraz z przejęciem kontroli nad mediami prywatnymi, uniwersytetami i ciałami, które dziś cieszą się jeszcze niezależnością.