20 lipca 1969 roku Neil Armstrong, dowódca wyprawy Apollo 11, stanął jako pierwszy człowiek na powierzchni Księżyca. W związku z przypadającą dziś 50. rocznicą tych wydarzeń przypominamy tekst z 2015 roku.
W latach 1966–1972 odbyło się 11 załogowych lotów kosmicznych programu „Apollo", w tym czasie 12 osób postawiło stopę na Srebrnym Globie. I co z tego wynika?
„46 lat temu pierwszy człowiek postawił stopę na Księżycu, w symboliczny sposób biorąc go w posiadanie. To miał być »wielki skok« dla ludzkości. Tymczasem sukces programu »Apollo« został w popisowy wręcz sposób zmarnowany. Mieliśmy mieć stałe bazy na Księżycu (... ) Teraz nawet nie umiemy tam wrócić (...). Mamy za to prywatne firmy, które stać na inwestowanie w program przygotowań lotów załogowych. Są wśród nich nawet takie, które chcą na Srebrnym Globie zaniechanym przez supermocarstwo budować hotele" („Rzeczpospolita", 24.07.2015, Piotr Kościelniak).
Dla uczczenia 50. rocznicy lądowania tam, gdzie Pan Twardowski siedzi od 500 lat, internauci zbierają odpowiednią sumę, aby odnowić skafander, w którym Neil Armstrong wysiadł z lądownika. Na razie jest tego około 800 tys. dolarów. Akcji patronuje National Air and Space Museum w Waszyngtonie. Skafander jest w bardzo złym stanie, zleżały się materiały, z jakich go zrobiono, jego trwałość, określono w momencie produkcji na 50 lat, a więc dożywa swoich dni. Po 50 latach od zdobycia Księżyca korzyści z tego wyczynu będą takie, że skafander jednak ocaleje. Pogratulować.
Niepotrzebny sukces
Na razie nie zbudowano tam stałej bazy, nie wydobywa się tam surowców. W marcu ubiegłego roku aparat fotograficzny marki Hasselblad, używany przez amerykańskich kosmonautów na Księżycu, jedyny z czterech egzemplarzy, który powrócił na Ziemię, został wystawiony na aukcji w Wiedniu (cena wywoławcza 200 tys. euro). Wśród milionerów w dobrym tonie jest kupowanie próbek księżycowego gruntu. I co z tego wynika? Nic, w każdym razie nic wartościowego dla naszej cywilizacji.
Już raz taki kazus miał miejsce w dziejach ludzkości. Wikingowie odkryli Amerykę pół tysiąclecia przed Kolumbem, ale nikt wtedy nie potrafił wykorzystać tej szansy. Ameryka była za daleko jak na realne, a nie wyczynowe możliwości żeglugowe i transportowe ówczesnego Starego Świata. Dobra, które potencjalnie były do wzięcia – drewno i tubylcy, czyli siła robocza – nie skłaniały w dostatecznym stopniu ludzi w Europie do podejmowania heroicznych rejsów i walk w Nowym Świecie. Mówiąc wprost, Stary Świat nie potrafił wtedy opanować Nowego Świata, zdobył się na to dopiero pięć wieków później.
Teraz jest podobnie, gdy kota nie ma, myszy harcują. Z tym że dziś mamy kapitalizm, a nie feudalizm, zaś współcześni oszuści i hochsztaplerzy nie cyganią ludzi grą w trzy karty, ale mają lepsze, kosmiczne sposoby na większe zarobki.