Jestem tylko „narzędziem Jezusa”

Ojciec John Baptist Bashobora z Ugandy. Charyzmatyczny kapłan czy zwykły szarlatan?

Aktualizacja: 06.07.2013 22:53 Publikacja: 06.07.2013 22:00

Ludzie, którzy zetknęli się z ojcem Bashoborą bliżej, mówią, że jest to człowiek otwarty, radosny i

Ludzie, którzy zetknęli się z ojcem Bashoborą bliżej, mówią, że jest to człowiek otwarty, radosny i pełen wiary

Foto: materiały prasowe

Od pięciu lat regularnie pojawia się w Polsce. Jeździ od miasta do miasta i spotyka się z ludźmi. Gdy się modli, zdarzają się rzeczy teoretycznie niemożliwe: ludzie mdleją lub padają na ziemię jak rażeni piorunem, inni wrzeszczą, wyzywając go od najgorszych, kolejni wychodzą z jego spotkań uzdrowieni. Nic dziwnego, że lgną do niego tłumy. W sobotę na Stadionie Narodowym w Warszawie poprowadzi rekolekcje dla prawie 60 tys. osób.

Moc uzdrowienia

– Jestem księdzem, a bycie księdzem to przywilej. Czasami, gdy patrzę na moje grzechy, czuję się rozpieszczany przez Boga, który wciąż mnie zachęca do działania – mówi skromnie o sobie o. John Bashobora*. – Nigdy nie uważałem, że stoję wyżej niż inni kapłani czy inni ludzie. Po prostu budzę się i zajmuję swoją pracą. Ludzie mnie chwalą, często przesadnie, i to mnie krępuje – dodaje.

Internetowe fora pełne są wypowiedzi o jego działalności. Jedni wychwalają go pod niebiosa, inni wieszają ma nim psy. Najczęściej dostaje mu się za rzekome wskrzeszanie umarłych. Część źródeł podaje, że wskrzesił aż 27 osób, inne mówią o dziesięciu. Jedni twierdzą, że potwierdził je ugandyjski Kościół, z kolei inni twierdzą, że im zaprzeczył.

– Ojciec Bashobora nigdy i nigdzie nie powiedział, że uzdrawia czy wskrzesza umarłych – wyjaśniał niedawno na łamach „Gościa Niedzielnego" abp Henryk Hoser, który zaprosił ojca Bashoborę do Warszawy. – Kapłan kieruje modlitwą. A to, co dzieje się w wyniku tej modlitwy, nie jest przecież działaniem charyzmatyka. Uzdrowienia to nie czary-mary, to nie działanie czarodziejskie. To Boża ingerencja na skutek ludzkich próśb. To Bóg uzdrawia, wskrzesza.

John Baptist Bashobora urodził się 5 grudnia 1946 roku. Gdy miał dwa lata, zmarł mu ojciec. Matkę wypędzono, a wychowaniem chłopca zajął się wujek. O tym, że nie jest jego ojcem, powiedział mu dopiero przed święceniami kapłańskimi. W tym samym dniu ciotka przyznała się do otrucia jego ojca. Jak twierdziła, była zazdrosna o miłość panującą w jego rodzinie. Chciała też otruć małego Johna. Według powtarzanej z ust do ust opowieści nie udało się to, bo dziecko uczyniło znak krzyża nad miską z jedzeniem, którą podała ciotka, i miska natychmiast  się rozpadła. W dniu jego święceń ciotka prosiła Bashoborę o wybaczenie. Wybaczył.

Każdy jest apostołem

W wieku 10 lat mały John znalazł się w szkole prowadzonej przez księży – małym seminarium. Na zostanie księdzem nie miał szans, bo wychowujący go wuj był poligamistą, a młodzieńców z takich rodzin nie przyjmowano do wyższego seminarium duchownego. Bashobora spotkał jednak na swojej drodze kilku mądrych kapłanów. Wstąpił do założonego przez bł. Basile Moreau Zgromadzenia Świętego Krzyża. Tam zetknął się z modlitwą o uzdrowienie i wspólnotami charyzmatycznymi.

W 1972 r. przyjął święcenia kapłańskie i został wysłany na dalsze studia do Rzymu na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Tu robi doktorat z teologii duchowości i magisterium z psychologii. W Wiecznym Mieście przystąpił też do charyzmatycznej grupy Odnowy w Duchu Świętym. Już po powrocie do Ugandy odkrył, że dostał niezwykły dar modlitwy. Modlitwy uzdrawiającej.

– Kapłan musi powoływać ludzi do działalności duszpasterskiej. W Liście do Koryntian jest napisane, że każdy z nas ma jakiś dar i kapłani muszą pomagać świeckim w odkrywaniu tych darów – mówi o. Bashobora. – W Liście do Efezjan jest z kolei napisane, że każdy z nas jest jak część ciała, głowa, nos, ucho i odgrywa w tym ciele jakąś rolę szczególną. Kościół jest więc organizmem. Świeccy muszą mieć świadomość, że nie stoją poza ciałem i muszą się zaangażować. Są apostołami. Nie tylko księża – tłumaczy.

Pełen wiary

Niespełna 67-letni kapłan dziś jest żywą legendą. Na co dzień pracuje w diecezji Mbarara w Ugandzie. Odpowiada za grupy Odnowy w Duchu Świętym. Ale przede wszystkim zajmuje się sierotami. Nikt dokładnie nie wie, ile dzieci korzysta z jego pomocy. Faktem jest, że zbudował dla nich kilka szkół i sierocińców.

Schemat jego życia od lat jest taki sam. Zawsze wstaje o trzeciej w nocy. Modli się wówczas za tych, którzy prosili go o modlitwę. – Kiedyś o północy, gdy po kilku ciężkich dniach poprosił mnie o przetłumaczenie e-maila, rozpłakałam się ze zmęczenia. Chciałam pomóc, ale już nie mogłam – opowiada Edyta Tombarkiewicz, polska tłumaczka o. Bashobory. – Gdy zapytałam, skąd on bierze siłę do tak intensywnej pracy, powiedział: „Siłę daje mi wstawanie w nocy. To czas na spotkanie z Jezusem. Bez tego nie ruszyłbym z miejsca. Czy śpię godzinę, czy całą noc, punkt trzecia jestem przez Niego budzony".

Po nocnej modlitwie jeszcze na godzinę się kładzie. Od 5 do 7 rano przygotowuje się do mszy św. lub modlitewnego spotkania z wiernymi.

Po śniadaniu pracuje w biurze. W poniedziałki, wtorki, środy i czwartki nawet do 22. Poza tym modli się, odwiedza ubogich, przyjmuje sieroty, udziela porad prawnych. Ale przede wszystkim głosi rekolekcje. Dla sióstr zakonnych, kapłanów, zwykłych świeckich. Zawsze są na nich tłumy. Dlaczego? – Bo ojciec John po prostu się modli – wyjaśnia Katarzyna Matusz, rzeczniczka prasowa warszawskich rekolekcji na stadionie. – I ciągle powtarza, że to nie dla niego ludzie przychodzą na spotkania, ale dla Jezusa. To on jest ich właściwym organizatorem.

Ksiądz Łukasz Turek z Wołomina ojca Johna spotkał dwa razy. – W obu przypadkach dał się poznać jako ktoś bardzo... zwyczajny. Nie stwarzał żadnego dystansu, otwarty, serdeczny, dowcipny, radosny, a przede wszystkim pełen wiary w to, że Jezus żyje i może wszystko – opowiadał ks. Turek portalowi Fronda.pl.

– Zadaniem kapłana jest głoszenie słowa Bożego oraz całkowite uzdrawianie ludzkości w imię Jezusa – mówi z kolei sam o. Bashobora. – Ksiądz powinien być „spożywany", być jak Mistrz. Oddać całe swoje życie Jezusowi na jego chwałę i dla dobra wszystkich ludzi, by mogli Go poznać. Dawanie miłości w imię Jezusa to najważniejsza sprawa.

*Wszystkie wypowiedzi o. Bashobory pochodzą z wywiadu, którego udzielił w 2011 r. organizatorom spotkania w Pionkach k. Radomia.

Od pięciu lat regularnie pojawia się w Polsce. Jeździ od miasta do miasta i spotyka się z ludźmi. Gdy się modli, zdarzają się rzeczy teoretycznie niemożliwe: ludzie mdleją lub padają na ziemię jak rażeni piorunem, inni wrzeszczą, wyzywając go od najgorszych, kolejni wychodzą z jego spotkań uzdrowieni. Nic dziwnego, że lgną do niego tłumy. W sobotę na Stadionie Narodowym w Warszawie poprowadzi rekolekcje dla prawie 60 tys. osób.

Moc uzdrowienia

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Kościół
Ks. prof. Kobyliński zdradził, kto jego zdaniem zastąpi zmarłego papieża Franciszka
Kościół
Podcast „Rzecz w tym”: Czy jest szansa na kolejnego papieża Polaka?
Kościół
Ks. Andrzej Kobyliński: Franciszek, tak jak kraje Globalnego Południa, bardziej sympatyzował z Moskwą niż z Kijowem
Kościół
Kto po Franciszku? Giełda nazwisk ruszyła na dobre
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kościół
Abp Adrian Galbas: Franciszek nie zaklinał rzeczywistości