– W ramach reagowania na możliwe zagrożenia dla bezpieczeństwa wojskowego naszego kraju wyraźnie ustaliliśmy i przedstawiliśmy wizję Białorusi odnośnie do użycia rozmieszczonej na naszym terytorium taktycznej broni nuklearnej – zdradzał rządowym mediom szef resortu obrony Białorusi Wiktar Chrenin.
Głównymi wrogami reżimu w Mińsku tradycyjnie pozostają państwa NATO, a w szczególności Polska i państwa bałtyckie. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Białorusi Aleksandr Walfowicz tłumaczył nawet, że taktyczna broń nuklearna władzom w Mińsku jest potrzebna po to, by „powstrzymywać agresję ze strony Polski”. Co więcej, kilka dni temu szef jednego z ważnych departamentów białoruskiego resortu obrony gen. Aleksandr Bas chwalił się w rosyjskich mediach, że na Grodzieńszczyźnie, przy granicach z Polską i Litwą, armia białoruska tworzy „punkty oporu”.
Broń atomowa na Białorusi. Czego obawia się Aleksander Łukaszenko
Podobne punkty, wytrzymujące atak artylerii, miały już wcześniej zostać utworzona na granicy z Ukrainą. Czego się obawia Łukaszenko? – Reżim doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Polska nie stanowi zagrożenia. Muszą jednak w jakiś sposób uzasadniać represje, brak wolności obywatelskich i pogarszający się poziom życia. Dlatego straszą agresją z zewnątrz i tym, że na Białorusi będzie to samo co na Ukrainie. Propaganda mówi, że wszyscy muszą zacisnąć pasa, pracować i jednoczyć się wokół Łukaszenki. To samo było za Stalina – mówi „Rzeczpospolitej” były dowódca 38. brygady szturmowo-desantowej w Brześciu płk Waleryj Sachaszczyk, który obecnie pełni funkcję ministra obrony w gabinecie liderki wolnej Białorusi Swiatłany Cichanouskiej.
Czytaj więcej
„Nie mająca równych na świecie” rosyjska rakieta Kindżał lata zbyt wolno i nie trafia w cel.
Uważa, że Łukaszenko nie będzie miał żadnego dostępu do rozmieszczonej na Białorusi taktycznej broni atomowej i że będzie jedynie „narzędziem w rękach Moskwy”. – Decydować o użyciu tej broni będzie wyłącznie Rosja. Łukaszenko liczy, że to zwiększy jego bezpieczeństwo i wierzy, że Moskwa go obroni w wypadku interwencji z zewnątrz. Prawdopodobnie tak by było, bo na Kremlu doskonale wiedzą, że prędzej czy później „połkną” Białoruś, pozostawiając jedynie szyld z nazwą naszego kraju – dodaje.