Gdy premierzy jechali do Kijowa, w mieście ogłoszono godzinę policyjną, która potrwa do czwartku. Miasto wciąż jest bombardowane przez Rosjan i przygotowuje się do obrony. Podróż była utrzymywana w ścisłej tajemnicy aż do jej rozpoczęcia.
Po rozmowach w Kijowie wicepremier i prezes PiS, Jarosław Kaczyński, stwierdził, że Ukrainie potrzebna jest misja pokojowa - NATO lub "szerszego układu międzynarodowego" - ale taka, która będzie się w stanie bronić.
- Ta misja nie może być bezbronną misją. Musi ona dążyć do pomocy humanitarnej i pokojowej na Ukrainie. Europa i cały demokratyczny świat tego bardzo potrzebuje - mówił Kaczyński.
Z kolei premier Mateusz Morawiecki deklarował podejmowanie starań o broń dla Ukrainy "na całym świecie". - Walczycie nie tylko o własny dom, ale też o wolność Europy - mówił.
Nie boją się Putina
– Jestem bardzo wdzięczna premierom Polski, Czech i Słowenii, to wielki krok, prawdziwe męstwo. Pokazują, że się nie boją Putina. Bo my doskonale wiemy, jak mocno ryzykują i jakie jest niebezpieczeństwo. To przykład dla reszty świata, bo wiele krajów wciąż nie potrafi powiedzieć Putinowi „nie” – mówi z Kijowa Iryna Wereszczuk, wicepremier Ukrainy. – Osobiście traktuję to jako walkę dobra ze złem, jasnych sił z ciemnością. Premierzy, którzy wyruszyli do Kijowa, demonstrują postawę uderzającą w zło – dodaje. Twierdzi, że z powodu rosyjskich ostrzałów ewakuacja ludności cywilnej z wielu oblężonych miast znów staje się niemożliwa. Najgorsza sytuacja jest w Mariupolu, gdzie w bombardowaniach zginęło już ponad 2300 ludzi.