W chwili gdy w poniedziałek trwały tureckie ataki na pozycje syryjskich Kurdów z Powszechnych Jednostek Ochrony (YPG ), oddziały syryjskiej armii wkroczyły na obszary znajdujące się do tej pory pod kontrolą kurdyjską. Uczyniły to na podstawie zawartego w niedzielę porozumienia między władzami trwającej już de facto pięć lat autonomii kurdyjskiej w północno- wschodnich regionach Syrii a reżimem prezydenta Baszara Asada. Mediatorem porozumienia jest Rosja. W okolicach miejscowości Tal Tamr armia Asada dotarła na odległość kilkunastu kilometrów od granicy syryjsko-tureckiej.
Pożegnanie z autonomią
Co więcej, jak wynika z niektórych informacji, Syryjczycy przymierzali się w poniedziałek do opanowania Mandżib, przy tureckiej granicy. Skłoniło to prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana do publicznej deklaracji, że plany dotyczące zajęcia miasta nie ulegają zmianie.
Syryjskie media ogłosiły w poniedziałek, że armia Asada ruszyła na północ, aby „powstrzymać turecką agresję na terytorium Syrii".
W rzeczywistości ani Syrii, ani Turcji nie zależy na rozpoczęciu konfliktu zbrojnego, co nie wyklucza potyczek na linii wyznaczonej obecnością tureckiej armii w tzw. pasie bezpieczeństwa po syryjskiej stronie granicy. Wynegocjowane przez Rosję porozumienia Damaszku z organizacją o nazwie Syryjskie Siły Demokratyczne SDF, których trzonem są YPG, daje Kurdom nadzieję na powstrzymanie tureckiej inwazji, a nawet na utrzymanie kontroli na obszarach opanowanych w ostatnich latach.Jednak wyłącznie na warunkach Damaszku. Ceną za to jest pożegnanie się z marzeniami o autonomii w Syrii, nie mówiąc już o niepodległości, które to plany starali się zrealizować, walcząc wspólnie z USA, z samozwańczym kalifatem tzw. Państwa Islamskiego.
– W ostatnich pięciu dniach popełnione zostały odrażające zbrodnie przeciwko ludności cywilnej. Zmuszeni jesteśmy do negocjacji z rządem syryjskim, którego zadaniem jest ochrona granicy państwa oraz jego suwerenności – brzmiało oświadczenie SDF.